„Żył. I tylko
zastygł w literaturze”
Rupieciarz, ekscentryk, dziwak,
lump poezji polskiej - do takiej, epatującej i powierzchownej prezentacji Białoszewskiego przywykliśmy. Nie
dziwią nas też mało już oryginalne
zachwyty nad oryginalnością twórczości autora, rozpowszechnionej przez Ewę
Demarczyk „Karuzeli z madonnami”. I wreszcie czar stereotypu prysnął. Książka Tadeusza
Sobolewskiego pt. „Człowiek Miron” pozwala na oddemonizowanie legendy. Dzięki
tej pozycji Wydawnictwa Znak z 2012r. poznajemy syna krawcowej z Woli, jego
ciotki i przyjaciół. Tadeusz, Jadwiga, Justyna, Adam, Anna, Ludwik, Staszek i
Swen – wszyscy znali Mirona i my poznajemy ich dzięki niemu. A więc
Białoszewski wiódł normalne życie? Tak. O tym jest właśnie ta książka. O Hożej,
Poznańskiej, Tarczyńskiej i placu Dąbrowskiego. O pokojach, jedzeniu,
świętowaniu, słuchaniu muzyki i tworzeniu literatury. Bez niej nie byłoby Mirona. To na pewno. Wiersze
towarzyszyły mu codziennie. Tyle że teraz – po przeczytaniu tej biografii –
rozumie się je inaczej. Jakoś bardziej.
A właściwie to zaczyna się je czuć, bo ich geneza odkrywa się przed nami na poszczególnych stronach opowieści o człowieku z krwi i kości. O kimś, kto był naprawdę żywy, miał „osobiste widoki z okien”, „był bezbronny, odkryty, ale mający zaufanie do świata” i jeszcze „zapraszał, żeby być z nim na równi”. A więc był po prostu zwykły? Nic bardziej złudnego. Był wyjątkowy. Kochał samego siebie. Nienarcystycznie. Mądrze. Wiódł „maksymalnie udaną egzystencję” perfekcjonisty potrafiącego kilka lat przygotowywać się do stworzenia prozy o powstaniu warszawskim. Nawet umierając, w czasie reanimacji, dyktował wiersz. Był odważny w wyrażaniu wolności. I tyle. 285 stron. 20 rozdziałów. Ludzie, epizody, anegdoty, poglądy, meble, rekwizyty i zdjęcia Mirona – małego, młodego i dojrzałego. Znane i niespotykane fotografie. Do obejrzenia. Reszta do przeczytania. I do przemyślenia. Dla ambitnych. I wrażliwych. Tych, którzy z pewnością odkryją w tej książce ludzkie oblicze autora „zastygłego w literaturze”.
A właściwie to zaczyna się je czuć, bo ich geneza odkrywa się przed nami na poszczególnych stronach opowieści o człowieku z krwi i kości. O kimś, kto był naprawdę żywy, miał „osobiste widoki z okien”, „był bezbronny, odkryty, ale mający zaufanie do świata” i jeszcze „zapraszał, żeby być z nim na równi”. A więc był po prostu zwykły? Nic bardziej złudnego. Był wyjątkowy. Kochał samego siebie. Nienarcystycznie. Mądrze. Wiódł „maksymalnie udaną egzystencję” perfekcjonisty potrafiącego kilka lat przygotowywać się do stworzenia prozy o powstaniu warszawskim. Nawet umierając, w czasie reanimacji, dyktował wiersz. Był odważny w wyrażaniu wolności. I tyle. 285 stron. 20 rozdziałów. Ludzie, epizody, anegdoty, poglądy, meble, rekwizyty i zdjęcia Mirona – małego, młodego i dojrzałego. Znane i niespotykane fotografie. Do obejrzenia. Reszta do przeczytania. I do przemyślenia. Dla ambitnych. I wrażliwych. Tych, którzy z pewnością odkryją w tej książce ludzkie oblicze autora „zastygłego w literaturze”.
Kat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz