28 marca

"O chłopcu, który ujarzmił wiatr" William Kamkwamba - recenzja

"O chłopcu, który ujarzmił wiatr" William Kamkwamba - recenzja
Książka „O chłopcu, który ujarzmił wiatr” jest biografią Williama Kamkwamby, studenta African Leadership Academy w Johannesbugu. W napisaniu jej pomógł Williamowi Bryan Mealer, a na język polski została przełożona przez Wojciecha Miturę. 
Po przeczytaniu kilku stron może wydawać się, że to kolejna książka o jakże nudnym życiu w Afryce, o którym tak często słyszymy w mediach. Jednak, gdy zagłębiamy się w jej dalsze strony, okazuje się ciekawą historią o 13-letnim chłopcu, który stara się zapewnić sobie i przede wszystkim swojej rodzinie lepsze życie. Przychodzą czasy, kiedy głód panuje w całej Malawii, ludzie umierają z pragnienia, a brak pieniędzy na zakup choćby jednego ziarna kukurydzy daje się mocno we znaki. William musi przerwać szkołę z powodu ciężkiej sytuacji. Lecz nie poddaje się, stara się nadrabiać zaległości chodząc do miejscowej biblioteki. Z wszystkich szkolnych przedmiotów najbardziej fascynuje go fizyka. Postanawia wybudować wiatrak, który produkowałby energię. Zbiera części, grzebie w śmietnikach, rówieśnicy mają go za dziwaka, jednak nie zraża go to. Udaje mu się i choć jego dzieło nie wygląda fascynująco, to daje jakże potrzebną energię. 
Cała historia przepełniona jest nadzieją, która nie ustaje nawet w najgorszych chwilach życia chłopca. Ciągle wierzy w siebie, jest pełen ambicji i silnej determinacji. Po przeczytaniu książki wprost czuje się chęć do życia. Myślę, że jest to idealna książka dla osób, które gdzieś zgubiły swą wiarę w siebie. Polecam.

Monika

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Drzewo Babel


28 marca

„Listy lorda Bathursta” Marcin Mortka - recenzja

„Listy lorda Bathursta” Marcin Mortka - recenzja

Ta zaskakująco dobra książka została wydana przed wydawnictwo „Fabryka Słów”. Ów utwór był dla mnie niemałą niespodzianką, gdyż spodziewałam się po nim czegoś zupełnego innego. Oczywiście niespodzianka była bardzo pozytywna. Do to pory nigdy nie czytałam żadnej książki autorstwa M. Mortki, ale „Listy lorda Bathursta” sprawiły, że z pewnością sięgnę po inne jego dzieła. Naprawdę trudno mi uformować moje emocje związane z tą książką w słowa, ale postaram się wyrazić je jak najlepiej.



Książka jest typowo przygodowa, czym od razu u mnie zapunktowała. Intrygi, morderstwa, bitwy, tajemnice... Sporo różnorodnych bohaterów i wydarzeń. Główną postacią tego utworu jest kapitan Peter Doggs - człowiek złośliwy, niezależny i uparty.  Zostaje on wplątany w tajną „rządową” misję, która jak się później okazuje, wcale nie jest taka rządowa. Bohater nie zna szczegółów otrzymanego zadania, nie wie, co go czeka. Jedynym źródłem jakichkolwiek informacji są listy od lorda Bathursta, w których opisane są drobne instrukcje. Kapitan Doggs otrzymuje statek i załogę, pływa po nieznanych wodach i zatapia statki pełne niewinnych ludzi. Jest szantażowany, przyszłość jego córki Emily jest niepewna. Kapitan za wszelką cenę chce rozwiązać tajemnice Bathursta, odgadnąć jego zamiary.



„Listy lorda Bathursta”to powieść pełna akcji i humoru. Sama „pożarłam” ją w dwa wieczory, gdy zaczęłam czytać wprost nie mogłam się oderwać.  Dzieło Marcina Mortki spokojnie mogę porównać z „Lotnikiem” Eoina Colfera. Gorąco polecam wszystkim, którzy lubują się w żegludze, morskich bitwach i tajemniczych intrygach.



„Ryk fal, huk dział i zapach prochu! Jeżeli masz w żyłach morską sól nie omijaj tej powieści!”



Edelline



Książka ukazała się dzięki Wydawnictwu
 
  
 
 

20 marca

"Wyspa mojej siostry" Katarzyna Ryrych - recenzja

"Wyspa mojej siostry" Katarzyna Ryrych - recenzja


Pierwsze wrażenie, kiedy wzięłam do ręki "Wyspę mojej siostry"? Wypisz wymaluj okładka skojarzyła mi się z przygodami Pipi Langstrumpf.
Katarzyna Ryrych napisała tę książkę pomysłowo, jednak szokiem dla mnie było to, że znów spotkałam się z chorym dzieckiem, akurat u polskiego autora. Mimo to książkę czyta się przyjemnie. Szybko. To niewiele ponad 100 stron zapisanych dość dużym drukiem.
Fabuła tego utworu ma głębszy przekaz. Opowiada o prawdziwym życiu, o sytuacji, która mogłaby zaistnieć u każdego z nas. Pokazuje jak żyje i radzi sobie rodzina, kiedy trzeba się opiekować kimś, kto tej opieki bardzo potrzebuje. Książka jest krótka i niepozorna, ale przeczytać warto. Niech zachętą będzie to, że zdobyła ona pierwszą nagrodę w II Konkursie Literackim A. Lindgren, zorganizowanym przez Fundację "ABCXXI - Cała Polska czyta dzieciom".


Silvana

Za książkę dziękuję Wydawnictwu 

12 marca

"Ela-Sanela" Katarzyna Pranić - recenzja

"Ela-Sanela" Katarzyna Pranić - recenzja

Czym byłoby nasze życie gdybyśmy nie mieli marzeń …?
Główną bohaterką książki pt. „Ela Sanela” jest dwunastoletnia dziewczynka. Jak każda nastolatka ma swoje niespełnione marzenie – pragnie zagrać rolę Lisa w „Małym Księciu” oraz mieć kota J.Uczennica uczęszcza na zajęcia do miejscowego teatru, którego atmosfera zachwyciła ja, gdy tylko przekroczyła jego próg.

Ela, adoptowana przez Polkę, kobietę, którą sama nazywa „babcią”, pochodzi z Sarajewa. Jej mroczna przeszłość miała wpływ na dalsze życie dziewczynki. Wychowuje się sama, bez rodziców i rodzeństwa, z nadzieją, że kiedyś ich odnajdzie. Przez wiele lat babcia, aby nie sprawić jej przykrości, w tajemnicy przed nią, poszukuje jej rodziny za pomocą organizacji PCK … by pewnego dnia przekazać jej radosną nowinę.

Już od pierwszego dnia w teatrze Ela natyka się na miłą niespodziankę. Zauważa kota, którego tak bardzo pragnie mieć. Chce, aby był tylko jej, żeby mogła go karmić i bawić się z nim. Uczęszcza na zajęcia, przeżywa każdą próbę i rolę, której ma się nauczyć… Podczas długich wieczornych rozmów babcia tłumaczy jej, że rzeczy po prostu dzieją się swoją koleją, czasem tylko układając się w niezwykłe zbiegi okoliczności. Do tych niezwykłych zbiegów okoliczności Ela zalicza pojawienie się swojego kota, któremu dała na imię „Baranek” oraz to, że pewnego dnia dwa zegarki w domu zatrzymują się na tej samej godzinie - 3:37.

Wykonując matematyczne obliczenia, Ela dochodzi do wniosku, że suma cyfr wynosi „13” – bo za dwa miesiące skończy 13 lat oraz … o godzinie 3:37,  w Wigilię, spotka się ze swoja siostrą, na którą tak długo czekała…

Polecam tę pełną ciepła książkę każdemu, kto lubi czytać o codzienności zwyczajnych ludzi, takich jak my.

BeTa

Za książkę dziękuję Wydawnictwu

 

10 marca

„Delirium” - Oliver Lauren - recenzja

„Delirium” - Oliver Lauren - recenzja


Utwór ten został wydany (w Polsce) w kwietniu 2012 roku przez Wydawnictwo Otwarte i mimo, iż jak na razie nie posiadamy go w naszej szkolnej bibliotece postanowiłam go jednak zrecenzować. Ciekawa okładka i zaskakująca obwoluta zachęciły mnie do sięgnięcia po ten tytuł i, jak się okazuje, jest on pierwszą częścią serii opisującej historię nastoletniej Leny. „Pandemonium” i „Requiem” to kolejne części tej opowieści - z pewnością niedługo po nie sięgnę.

Lena żyje w Portland - niedużym mieście leżącym w granicach totalitarnego państwa, w którym miłość uznano za chorobę. Na to w istocie piękne uczucie wynaleziono lekarstwo i każdy pełnoletni obywatel musi je przyjąć. Przed zabiegiem, podczas którego otrzymuje się remedium (lekarstwo na miłość), każdy przechodzi serię badań i zostaje sparowany z osobą płci przeciwnej - spędzi z nią resztę życia. Powinno to wywoływać bunty i strajki, ale wcale tak nie jest, gdyż wyleczeni ludzie stają się inni - nie mają głębszych uczuć, nie potrafią już kochać, wszystko jest im obojętne. Życie w państwie jest ciągle kontrolowane, obywatele nie mają prawa głosu, ale im to nie przeszkadza, gdyż wpojono im, że wszystko to robi się dla ich dobra.

Główna bohaterka jest wierną zwolenniczką remedium, odlicza dni do swojego sparowania i zabiegu, jednak wszystko się zmienia, gdy poznaje Aleksa. Chłopak twierdzi, że już otrzymał lekarstwo, a charakterystyczne dla wyleczonych blizny potwierdzają jego słowa, jednak nie zachowuje się on jak typowy, opanowany dorosły. Ciągle się uśmiecha, wyraża swoje zdanie, odczuwa smutek, radość, psychiczny ból i szczęście. W wyleczonym nie można się zakochać, przez co Lena spędza z nim sporo czasu, a gdy okazuje się, że Alex jest Odmieńcem - jednym z żyjących poza granicami miasta, jednym z nieleczonych, dziewczyna jest przerażona. Bohaterka popełnia najgorsze przestępstwo - zakochuje się w Odmieńcu, a chłopak pokazuje jej prawdziwy świat. Uświadamia jej, że odczuwanie miłości nie jest przekleństwem, że jest darem. Lena zauważa, że całe jej życie było jednym wielkim kłamstwem i chce je zmienić, chce uciec.


"On jest moim światem i mój świat jest nim, i bez niego nie ma świata."



Czytając, czułam się jak zaczarowana. Nie mogłam oderwać się od lektury, chciałam więcej i więcej. Wyjątkowo spodobał mi się styl, jakim pisana jest ta książka, odpowiednia ilość dialogów, opisów i wydarzeń.  Nie ukrywam, że jestem fanką tego typu książek, lecz ten tytuł z pewnością trafi na moją półkę ulubionych. Gorąco polecam.



Edelline

10 marca

„Skóra” - Adrienne Maria Vrettos - recenzja

„Skóra” - Adrienne Maria Vrettos - recenzja
„Skóra” to książka wydana w 2006, napisana przez Adrienne Maria Vrettos. Jest to pierwszy utwór tej autorki, który miałam okazję przeczytać.
W recenzowanym tytule czternastoletni Donnie opisuje mniej więcej rok z życia swojej rodziny, w którym to Karen - jego starsza siostra popada w anoreksję. Temat książki nie jest łatwy, wywołuje silne emocje i skłania do refleksji nad własnym życiem. Byłam oniemiała czytając o Donnim, jego uczuciach i reakcjach.
Rodzice bohatera ciągle się kłócą, nie zwracają zbyt dużej uwagi na własne dzieci, które właściwie wychowują się same. W czasie wakacji ojciec Donniego wyprowadza się z domu. Pewnego dnia w szkole, jedna z wuefistek powiedziała Karen, że jest krągła, co dla dziewczyny jest drażliwym tematem. Choroba siostry Donniego zaczyna się niepozornie, dziewczyna często mówi „Już jadłam” lub „Zjem/jadłam u Amandy” - przyjaciółki mieszkającej naprzeciwko. Matka nie zwraca większej uwagi na zachowanie córki i syna, gdyż jest załamana rozstaniem z mężem. Chłopiec staje się „niewidzialny” zarówno w domu, jak i w szkole, jest samotny, z nikim nie rozmawia, nie wychodzi z domu. Z jego siostrą jest coraz gorzej - dwa razy ląduje w specjalnej klinice, lecz to nie pomaga, Donnie chce jej pomóc, lecz nie wie jak. Gdy Karen umiera wydaje się, że rodzice wreszcie zajmą się swoim dzieckiem, ale oni dalej się kłócą – tym razem o to, kto jest winien śmierci dziewczyny. Jednak chłopiec znajduje oparcie w nowych przyjaciołach, Amandzie i swoim kuzynie Bobbym. Stara się żyć dalej.

„Skóra”  jest naprawdę warta polecenia. Nie należy do łatwych i przyjemnych utworów, ale opisuje prawdziwe życie, wydarzenia, które przytrafiają się wielu ludziom na świecie. Nigdy nie czytałam zbyt wielu psychologicznych książek, ale po tej chyba zacznę. Ogólnie ocenię tą historię na 8/10, gdyż bardzo spodobało mi się to, jak jest napisana.
Tak na zakończenie wspomnę jeszcze o okładce naszego polskiego wydania. Powiem tak… gdybym była posiadaczką tego utworu, to szczelnie obłożyłabym go w szary papier, gdyż wizualnie wygląda okropnie. Co prawda okładka może odstraszyć czytelnika, ale naprawdę warto sięgnąć po ten tytuł.
Edelline

Za książkę dziękuję Wydawnictwu


06 marca

Nowy Informator już dostępny !!!

ZAPRASZAMY DO BIBLIOTEKI 
PO NOWĄ GARŚĆ INFORMACJI :-) 

NOWY DZIAŁ - powieść w odcinkach !!! Mamy nadzieję, że spodoba Wam się śledzenie losów nastolatka Evana.

04 marca

„Po szóste nie odpuszczaj” Janet Evanovich - recenzja druga

„Po szóste nie odpuszczaj” Janet Evanovich - recenzja druga


Do przeczytania książki zachęciła mnie jej wyjątkowo „żywa” okładka, ciekawa obwoluta i oczywiście przyjemnie duża ilość stron. Dzięki tym trzem czynnikom już wiedziałam, że przeczytanie tego utworu będzie świetną zabawą.
Książka jest napisana w narracji pierwszoosobowej, co pozytywnie wpłynęło na moją opinię. „Po szóste nie odpuszczaj” to, jak można się domyślić, szósta część przygód Stephanie Plum - młodej łowczyni nagród pochodzącej z Grajdołu, to znaczy z mieszkalnej części Trenton. Właściwie, to główna bohaterka nie jest dosłownie „Łowczynią nagród”, choć tak można w skrócie nazwać jej zawód, gdyż Stephanie jest agentką do spraw windykacji poręczeń. Jej praca polega na odnajdywaniu NS-ów (przestępców wypuszczonych z aresztu za kaucją, którzy potem nie stawili się na rozprawę sądową) i odstawianiu ich na posterunek policji. Bohaterka mieszka sama (nie licząc chomika), lecz jej częstym gościem jest Joe Morelli - policjant, z którym ma przerywany romans. Oprócz szukania typowych NS-ów Stephanie dostaje nowe, superważne zlecenie, którym jest aresztowanie Komandosa - kolegi po fachu. Bohaterka nie ma zamiaru wykonać tego zadania i, co więcej, zaczyna nawet pomagać swojemu „celowi” w rozwiązaniu zagadki morderstwa. W międzyczasie przekomiczna Babcia Mazurowa wprowadza się do swojej wnuczki. W mieszkaniu robi się coraz ciaśniej, ale nie stoi to na przeszkodzie, by przygarnąć pod dach również kudłatego Boba, Zakręta i Dougie’go.
„Po szóste nie odpuszczaj” to zaskakująco ciekawy utwór, pełen zwrotów akcji, humoru i tajemnic. Pewne fragmenty rozbawiły mnie do łez. Recenzowany tytuł nadaje się do poczytania w zimny, deszczowy wieczór, jak i ciepły poranek. W punktacji daję mu uczciwe 8.5/10. Polecam wszystkim - zarówno młodzieży, jak i starszym czytelnikom.
                                                             Edelline

Książka ukazała się dzięki wydawnictwu
Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger