Pierwsza część serii "The Walking
Dead - Żywe Trupy" zapowiadała się w moich oczach na interesującą lekturę.
Może nijaka, szara okładka przedstawiająca kontury zombie i mężczyzny
osłaniającego przed nimi dziecko nie była czymś specjalnie zachęcającym, ale
zasugerowałam się dobrymi opiniami serialu i komiksu. Poza tym książki o zombie
zawsze mają w sobie to coś, co sprawia, że nie mogą być nieudane. Powiem
szczerze, utwór Roberta Kirkmana i Jay’a Bonansinga był interesujący, a nawet
wciągający, ale dopiero od strony 150. Jednak zacznijmy od początku.
"Narodziny Gubernatora" to
książka wydana w 2011 roku przez Wydawnictwo Sine Qua Non. Jak mówi
obwoluta „najpierw był przełomowy i świetnie oceniany komiks, później pojawił
się rewelacyjny serial, aż w końcu nadszedł czas na powieść”.
Pierwsza połowa książki opowiada, jak
pięciu bohaterów przedziera się przez drogi usłane żywymi trupami i wrakami aut
do Atlanty, gdzie podobno utworzono obóz dla uchodźców, bezpieczny azyl dla
ocalałych. Te ponad sto stron czytałam przez czas zbliżony do tygodnia, czas
zaskakująco długi, bo zwykle "pożeram" książki o wiele szybciej.
Możliwe, że było to spowodowane brakiem jakichkolwiek większych wydarzeń w
fabule. Bohaterowie po prostu zdobywali kolejne środki transportu i zabijali
wszystko, co chciało zabić ich.
Jeśli już mowa o postaciach, to na
początku mamy ich pięć, później już tylko cztery. Z racji, że książka jest
napisana w narracji trzecioosobowej, nie da się wyróżnić jednego głównego
bohatera, jednak przez cały utwór mamy do czynienia z braćmi Blake. Brian jest
typowym życiowym nieudacznikiem - zostawiła go żona, nie ma dzieci, a każda
podjęta przez niego inicjatywa kończy się fiaskiem. Jest tchórzem, boi się
własnego cienia i za każdym razem liczy, że jego młodszy brat Philip wyratuje
go z opresji. Młodszy z rodzeństwa jest całkowitym przeciwieństwem starszego -
ma głowę na karku i prowadził szczęśliwe życie, dopóki jego żona nie zmarła i
nie zostawiła go samego z ich dziewięcioletnią córką. Penny towarzyszy swojemu
ojcu w wędrówce do Atlanty. Pozostałymi postaciami są Nick Parsons i Bobby
Marsh - przyjaciele Philipa.
Druga połowa utworu okazuje się o wiele
ciekawsza, pojawiają się nowi bohaterowie, a starzy przechodzą wewnętrzną
metamorfozę. Dzieją się wzbudzające grozę wydarzenia. Ucieczka przed żywymi trupami
nie kończy się w Atlancie, lecz dużo dalej. Czytanie było samą przyjemnością,
wręcz nie mogłam oderwać się od lektury.
Podsumowując, "Narodziny
Gubernatora", to książka pełna grozy i barwnych opisów krwawej rzeźni
wykonywanej na powstałych z grobu zmarłych. Jest to idealna pozycja dla fanów
zombie, którym nie przeszkadza długi wstęp do emocjonującej fabuły.
Edelline
Za książkę dziękuję Wydawnictwu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz