Tytuł: "Radio
Armageddon"
Autor: Jakub Żulczyk
Gatunek: literatura piękna, proza
polska
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: Świat Książki
„Armageddon” to
właściwe słowo
Powiem szczerze, ta
książka jest dziwna.
Nie wiem, czy "Radio
Armageddon" to jedna z tych lektur, do których trzeba dorosnąć,
czy może jedynie prowokacja, która, szczerze powiedziawszy, jakoś
specjalnie mną nie wstrząsnęła. Już od pierwszych stron książki
wiedziałam, że łatwo nie będzie. Opisów jest dużo. Za dużo,
autor sili się na wymyślanie coraz to dziwniejszych, bardziej
obrzydliwych lub „prowokujących” porównań i metafor, które aż
zgrzytają w zębach i są momentami (nie zawsze, bo bez
niektórych ta książka nie byłaby dobrą książką) całkowicie
zbędne. Gdyby wywalić część tych „smaczków”, to książka
pewnie straciłaby jakieś 100 stron i uwierzcie mi, wyszłoby jej to
na dobre. Ktoś może się ze mną nie zgodzić, obstając przy
tezie, że to właśnie takie fragmenty nadają książce
charakteru... Cóż, może i tak jest, ale wcale nie zmienia to faktu,
że do mnie taki styl zwyczajnie nie trafia.
Ale przejdźmy do fabuły.
Akcja książki skupia
się wokół czwórki nastolatków: Nadziei, Gnata, Cypriana i
Szymona. Każda z tych osób jest inna i na swój sposób
niepowtarzalna. Początkowo tworzą oni całkiem zgraną grupę.
Postanawiają założyć zespół punk rockowy o nazwie „Radio
Armageddon”. Liderem grupy jest Cyprian, który pewnego dnia
pojawia się w szkole, do której uczęszczają pozostali bohaterowie, i już właściwie pierwszego dnia znajduje z nimi wspólny język.
Historie, jakie budują jego wizerunek, sprawiają, że chłopak staje się dla wszystkich bardzo interesującą postacią. Cypriana można
podsumować właściwie jednym słowem: buntownik. Nie może on
znieść panujących obecnie porządków oraz prezentowanych przez
młodych ludzi postaw, więc założenie zespołu wydaje się
świetnym pomysłem, by za jego sprawą wpływać na masy.
Kariera grupy kończy się
w momencie, gdy Cyprian nieoczekiwanie znika.
Po przeczytaniu książki
byłam pełna tak sprzecznych emocji, że nie wiedziałam, jak przelać
je na papier. Bo z jednej strony, lektura nie jest zła, jakiś tam
głęboko zakopany przekaz posiada, ale ci wszyscy bohaterowie...
Chcąc nie chcąc, zdecydowałam się zapoznać się z opiniami
innych recenzentów i wtedy uderzył we mnie chór głosów mówiący,
że książka jest niemożliwie prawdziwa. No... nie do końca. Bo
może i rzeczywiście wielu z nas, podobnie jak postacie w powieści,
ma problem z odnalezieniem się w otaczającym nas świecie. Nie
chcemy poddać się rutynie i żyć według scenariuszy proponowanych
nam przez społeczeństwo. Myślę, że autor próbował przedstawić
nam coś na kształt walki o możliwość samodzielnego kierowania
swoją egzystencją i odchodzenia od utartych norm, ale zrobił to w
taki sposób, że absolutnie nie odnajduję w książce cienia
realizmu. Pełna jest ona bowiem wzorców, których brakuje w MOIM
świecie. Bardzo dobrze pamiętam czasy, gdy sama byłam młodsza i
uczęszczałam do liceum. Było to... no, ze dwa lata temu. I kiedy
tak chodziłam sobie do szkoły średniej, to różnych ludzi
spotykałam i z różnymi dziwnymi sytuacjami niejednokrotnie miałam
styczność, ale i tak, czytając książki takie jak „Radio
Armageddon”, zaczynam się zastanawiać, czy ja aby nie byłam
chowana przez rodziców i innych opiekunów pod niewidzialnym
kloszem? Czy tacy ludzie, jak ci opisywani w lekturze, naprawdę
istnieją? Czy są to jedynie mocno przerysowane wyobrażenia i
stereotypy o współczesnej zbuntowanej młodzieży, która kierowana
jest przez najniższe instynkty wpisane w biologię człowieka.
Kilka razy podczas
czytania „Radia” przypominały mi się fragmenty „Skowytu”
Ginsberga. Pewnie dlatego, że Allen też specjalnie nie przebierał
w słowach pisząc swoje wiersze. I, mimo że dzieła bitników,
generalnie uważa się za pełne patologii i wyolbrzymień, to i tak wydają mi się bardziej realne i prawdziwe (choć nierzadko
powstawały w szale narkotycznych uniesień) niż obecnie recenzowana
przeze mnie lektura.
Tyle ode mnie, resztę
zostawiam innym odbiorcom.
Thea
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz