30 stycznia

"Spirit Animals: Zwierzoduchy" Brandon Mull - recenzja

Autor: Brandon Mull
Tytuł: "Spirit Animals: Zwierzoduchy"
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal, Wydawnictwo Wilga


Po książkę tę sięgnęłam ze względu na jej oprawę graficzną, która jest doprawdy przepiękna i magiczna oraz zachęcona poprzez sam opis, który mówi, że jest to lektura obowiązkowa dla fanów „Władcy Pierścieni”. Wysoko postanowiona poprzeczka, nie powiem. Tym bardziej, że jestem zagorzałą fanką tolkienowskich dzieł i powieści fantasy.
Lamparcica Uraza, wilk Briggan, panda Jhi i sokolica Essix – Czworo Poległych z piętnastu Wielkich Bestii - niegdyś dołączyły do ludu Erdas walcząc w bitwie z Pożeraczem. Oddały swe życie, by uratować kontynenty. Powróciły jednak, gdy ludzkość znowu ich potrzebowała.
Dzieci, które skończyły jedenasty rok życia musiały napić się Nektaru, dzięki któremu mogły przywołać swojego zwierzoducha, czyli zwierzę, które łączyła z człowiekiem nadzwyczajna moc. Dzięki tym stworzeniom wyostrzały się zmysły ludzi, chociaż same zwierzoduchy mogły mieć własne zdolności. Nie każde dziecko jednak przywoływało swojego zwierzoducha. Abeke, Connorowi, Meilin i Rollanowi się to jednak udało – co więcej, ich zwierzoduchy wyróżniały się wśród zwierzoduchów innych ludzi… Razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi, których przywołały, muszą ocalić świat przed niechybną zagładą i zniszczeniem – ich zadaniem jest pokonanie Pożeracza. Jednak czy im się to uda…?
Fabuła nie jest skomplikowana, książkę czyta się szybko i przyjemnie. Przenosimy się w malownicze krainy razem z jedenastoletnimi bohaterami… Właśnie, jedenastoletnimi - to jest jednym z minusów tej książki, bowiem wypowiedzi bohaterów są nad wyraz dojrzałe, jak na ich wiek. To doprawdy może zirytować czytelnika, jednak nie na tyle, żeby zaniechać dalszego czytania. Kolejnym minusem jest brak nici porozumienia wśród jedenastolatków – traktują siebie raczej w oziębły, chłodny sposób. To dziwne, że brak tutaj zaufania, czy też wątków przyjaźni. Tym bardziej, że są oni w wieku, kiedy poczucie bliskości z drugą osobą jest potrzebne.         
Mimo, że „Zwierzoduchy” to nie fantastyka z górnej półki, sam pomysł na fabułę jest ciekawy i naprawdę wciągający. Bohaterowie nie są „szarzy”, wyróżniają się na tle postaci drugoplanowych i mają odróżniające je od siebie charaktery i zachowania, co mnie satysfakcjonuje (mimo, że sprawa ich wieku niesamowicie mnie irytuje, naprawdę!).   
W książce nie brakuje akcji, jest pełna przygód i zwrotów (niekiedy niestety przewidywalnych), miłym zaskoczeniem może być również brak wątku miłosnego, który również potrafi niezmiernie irytować czytelnika w książkach o tematyce fantastycznej. Chociaż nie podoba mi się w dalszym ciągu to, że brak w niej wątku przyjaźni.
Warto również wspomnieć, że seria Spirit Animals to niespotykany projekt wydawniczy – każdy tom pisze inny autor. Czy jednak style nie będą od siebie zbytnio odbiegać…? Czas pokaże.
Reasumując, książka jest warta przeczytania podczas wolnego weekendu, kiedy chcemy się zrelaksować i nie nastawiać na powieść zmuszającą nas do myślenia – bowiem „Zwierzoduchy” taką na pewno nie są. Myślę, że pozycja ta przypadnie do gustu głównie młodszym czytelnikom oraz tym, którzy lubią wartką akcję, szybkie tempo i, jak wspomniałam wyżej, książki nie zmuszające do myślenia. Czy jest ona jednak obowiązkową lekturą fanów „Władcy Pierścieni”, jak głosi opis? Moja odpowiedź: stanowczo nie.

Mizofobia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger