30 grudnia

"Pendragon. Czarna woda" D.J. MacHale - recenzja

"Pendragon. Czarna woda" D.J. MacHale - recenzja
Autor: D.J. MacHale
Tłumaczenie:Lucyna Targosz
Wydawnictwo: Rebis
Tytuł oryginalny: Pendragon: Black Water
Liczba stron: 464
Oprawa: twarda

Kolejna odsłona popularnego cyklu "Pendragon" autorstwa MacHale'a. Jest to pasjonująca opowieść o dzielnym młodym Wędrowcu Bobbym Pendragonie, który podróżując rynnami ratuje świat przed Saint Danem. Jest to historia o walce dobra ze złem, aż ma się ochotę powiedzieć: "w poprzednim odcinku". D.J. MacHale jest amerykańskim reżyserem, scenarzystą i producentem filmowym oraz telewizyjnym.
  "Czarna Woda" to już piąty tom przygód Bobbiego i jego przyjaciół. Chłopiec w jednej chwili dowiaduje się, że nie jest tym, za kogo się uważa. Okazuje się, że jego rodzina nie istnieje, a całe otoczenie, oprócz dwójki przyjaciół Marka i Courtney, nie rozpoznaje go. Pendragon musi stawić czoło złu i uratować wszechświat. W tej odsłonie przenosi się na Eelong, gdzie władzę sprawują wielkie koty bez ogonów, a ludzie, nazywani tam garami, są nic nieznaczącymi niewolnikami. Jednak nie to jest najgorsze, gdyż Saint Dane przeniósł truciznę z Cloralu na Eelong, a według panujących tam zasad nie wolno nic przenosić między strefami. Równowaga zostaje zachwiana i tylko Pendragon i Wędrowiec z Eelongu są w stanie temu zapobiec.

Przeczytałam tę książkę z zapartym tchem. Fabuła jest świetna, ale tłumaczenie gorsze. Bardzo dużo błędów językowych, czasami zdania są bez sensu, ale książkę i tak się dobrze czyta. Jest podzielona na dzienniki Pendragona, opowiadające o przeżyciach Bobbiego na Eelongu, oraz na rozdziały zatytułowane "Druga Ziemia", przybliżające nam historię Courtney i Marka. MacHale nie wymyślił nic nowego, gdyż podróżowanie między światami jest koncepcją znaną od dawna w świecie literatury, jak i kina, ale D.J. wykonał świetną robotę wykorzystując ten pomysł. Cykl opowieści o Pendragonie jest przeznaczony dla młodzieży, ale myślę, że spodoba się każdemu, kto czytał przygody Harrego Pottera lub "Władcę Pierścieni".

Klaudia Rojewska

27 grudnia

„Reguła dziewiątek” Terry Goodkind - recenzja

„Reguła dziewiątek” Terry Goodkind - recenzja


Tytuł: „Reguła dziewiątek”
Autor: Terry Goodkind
Liczba stron: 442
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy REBIS


„Reguła dziewiątek” to pierwsza książka Terry’egoGoodkinda, którą przeczytałam. Jest to pisarz fantasy, autor m.in. serii fantasy „Miecz prawdy”. Sięgnęłam po tę książkę, choć nie jestem pasjonatką tego gatunku literackiego. Postanowiłam ją przeczytać podczas przerwy świątecznej i, mimo nawału spraw, udało mi się to, gdyż wciągnęła mnie już od pierwszych rozdziałów. 

Głównym bohaterem jest Alexander Rahl, malarz, którego obrazy nie sprzedają się zbyt dobrze, bo maluje pejzaże, uważane obecnie za niemodne. Alex ma dziadka - Bena, którego bardzo kocha, i matkę, od lat przebywającą w szpitalu psychiatrycznym. Już w pierwszym rozdziale pojawia się również kobieta, oczywiście piękna i tajemnicza, którą Alex ratuje przed niechybną śmiercią pod kołami wielkiej ciężarówki. Kobieta fascynuje młodego człowieka. Alex opowiada jej o tym, że jest malarzem i zaprasza do galerii, aby mogła zobaczyć wystawiony tam obraz, którego jest autorem. Nieznajoma jest zachwycona pejzażem, co niezmiernie dziwi malarza. Rzadko zdarza się ktoś, komu tak bardzo podobają się jego dzieła. W rozmowie z kobietą przeszkadza mu niedawno poznana dziewczyna, Bethany, która zupełnie nie ma wyczucia chwili i nie potrafi zrozumieć, że Alex nie jest nią zainteresowany. W wysyłanych ciągle smsach i telefonach jest nachalna i nieustępliwa, czym jeszcze bardziej zraża chłopaka do siebie. Tymczasem tajemnicza nieznajoma znika tak szybko, jak się pojawiła. W życiu Alexa zaś zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Wszystkie wydarzenia, w jakie malarz zostaje wplątany, mają związek z jego urodzinami. Kończy bowiem 27 lat i nagle okazuje się, że może stać się właścicielem pewnego terenu, o którym nie ma pojęcia. Wszystko to trochę go przytłacza. Nawet ukochany dziadek niewiele może mu powiedzieć o dziedzictwie, które na niego czeka od wielu lat. W rodzinie Rahlów bowiem ziemia ta przechodzi na kolejnych członków w ich dwudzieste siódme urodziny. Tym razem jednak teren musiał bardzo długo czekać, ponieważ ojciec Alexa zginął w wypadku tuż przed swoimi dwudziestymi siódmymi urodzinami, a jego matka oszalała, co stało się przeszkodą w przekazaniu jej spadku. Ziemia czekała więc na Alexa, aż wreszcie nadszedł ten dzień… Z każdą chwilą mężczyzna odkrywa kolejne elementy tajemnicy. Niezwykła kobieta – Jax - powraca, aby uratować mu życie. Okazuje się, że czeka go wypełnienie proroctwa i ocalenie nieznanego mu świata… nie z tego świata…, gdzie zamiast współczesnej techniki króluje magia.
Akcja nie pozwala się nudzić. Czytelnik wciąż jest zaskakiwany kolejnym pościgiem, pojawiającymi się znienacka niebezpiecznymi przybyszami ze świata magii, którzy za wszelką cenę próbują schwytać Alexa i Jax. Nie brakuje również historii miłosnej, ale temat nie jest dominujący. Autor świetnie wyważył proporcje poszczególnych wątków. Alex i Jax zbliżają się do siebie bardzo ostrożnie i poznają się powoli, za to walczą ramię w ramię z wszystkimi niebezpieczeństwami. Czym jest odziedziczona przez Alexa ziemia? Czy Bethany to tylko nachalna pannica żądna przygód sypialnianych? Kim właściwie jest Jax? Ile strat czeka Alexa, zanim dowie się, o co w tym wszystkim chodzi? Czy uda mu się wypełnić proroctwo? Pytania można mnożyć, ale najlepiej sięgnąć od razu po książkę i poznać wszystkie odpowiedzi podczas lektury. Polecam każdemu, kto nie lubi się nudzić podczas czytania!

Zoja


27 grudnia

"Obietnica gwiezdnego pyłu" Priscille Sibley - recenzja

"Obietnica gwiezdnego pyłu" Priscille Sibley - recenzja


Tytuł: "Obietnica gwiezdnego pyłu"
Autor: Priscille Sibley
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: Świat Książki

Ta książka wpadła mi w ręce właściwie przez przypadek. Myślałam, że jest to druga część "Gwiezdnego pyłu", ale się pomyliłam, jednak nie żałuję. 

"Obietnica gwiezdnego pyłu" pióra Priscille Sibley, to cudowna opowieść o miłości i prawdziwym życiu. Nigdy nie czytałam tak wzruszającej powieści o dramatach rodzinnych.

Akcja rozgrywa się w USA. Narratorem jest Matt Bealieu, neurochirurg. Opowiada on historię swojej miłości do Elle. Znają się od zawsze, mieszkali w sąsiadujących domach i kochali się od zawsze. Matt trzymał Elle w ramionach, gdy miała dwa lata. Dziewczyna w wieku 14 lat straciła matkę i musiała sama zaopiekować się młodszym bratem i ojcem-alkoholikiem. Pomagał jej Matt. Gdy dostali się do collegu, zerwali, ale ta miłość dalej w nich była. Kilkanaście lat później postanowili mieć dziecko, ale ze względu na chorobę Elle było to bardzo trudne. Gdy w końcu im się udało, Elle popadła w stan śmierci mózgowej, a to już koniec życia. Zaczyna się postępowanie sądowe między Mattem a jego matką, o to czy odłączyć dziewczynę od aparatury, czy też poczekać na narodziny lub poronienie. 

Moim zdaniem to cudowna opowieść o życiu. Miłości, której nikt nie zatrzyma, przyjaźni, której nic nie może zachwiać. Jednak to smutna książka, wiele razy można uronić łzę czytając ją. Ale takie jest życie, nawet najlepszy lekarz nie potrafi pogodzić się ze śmiercią ukochanej. W jego przypadku jest to spotęgowane, ponieważ czuje on niemoc jako lekarz, nie mogąc uratować najbliższej mu osoby.

"Obietnica gwiezdnego pyłu" to książka o nadziei. Uważam, że powinien ją przeczytać każdy, kto traci kogoś bliskiego, żeby wiedział, iż nie jest sam i może mu to pomoże przezwyciężyć ból po stracie. Sądzę, że tę opowieść powinien przeczytać każdy, aby lepiej zrozumieć cierpienie i poznać sztukę, jaką jest medycyna.

Klaudia Rojewska

27 grudnia

"Odd Thomas Diabelski Pakt" Dean Koontz, Queenie Chan - recenzja

"Odd Thomas Diabelski Pakt" Dean Koontz, Queenie Chan - recenzja
Tytuł: "Odd Thomas Diabelski Pakt"
Scenariusz: Dean Koontz, Queenie Chan
Ilustracje: Queenie Chan
Ilość stron: 208
Wydawca: SQN
Moja ocena: 8/10

Recenzowany tytuł nie jest typową powieścią, gdyż przygotowany jest w formie komiksu. Przyznam jednak szczerze, że bardzo mi się ta forma spodobała. Fabuła jest ciekawa, a ilustracje wzorowane na mandze znacznie podwyższyły moją ocenę, gdyż wyjątkowo chętnie sięgam po graficzne powieści japońskich twórców.

"Diabelski Pakt" przestawia nam historię Odda Thomasa - z pozoru zwyczajnego, sympatycznego dziewiętnastolatka lubiącego gotować, lecz jak doskonale wiemy pozory mylą. Chłopak ma niezwykły dar, mianowicie widzi duchy zmarłych. Może i temat ten jest już dość oklepany, lecz autor przedstawia go ciekawie i z pomysłem. Wracając do fabuły trzeba wspomnieć, iż Odd mieszka w Pico Mundo - spokojnym mieście znajdującym się na kalifornijskiej pustyni, a jego dziewczyna ma na imię Stormy. Niespodziewanie w Pico Mundo zostaje zamordowany kilkuletni chłopiec, sprawca nie pozostawił po sobie żadnych śladów, prócz nic niewskazującego listu, przez co policja nie ma praktycznie żadnych szans na odnalezienie sprawcy. Niebezpieczeństwo zagraża również innym dzieciom w miasteczku oraz Sherry - przyjaciółce Stormy, która regularnie otrzymuje niepodpisane listy od mordercy. Pomóc w tej sprawie może jedynie Odd, który widzi ducha nieżyjącego chłopca. Czy Oddowi uda się złapać złoczyńcę nim ten dopadnie swą kolejną ofiarę? Dowiecie się tego sięgając po powieść Deana Koontza.

Queenie Chan wykonała kawał dobrej roboty przy ilustracjach, które są dopracowane i wyjątkowo przyjemne dla oka. Mimo iż komiks jest czarnobiały, naprawdę świetnie się go czyta. Jest to lektura na jeden wieczór, która praktycznie od pierwszej strony wciąga czytelnika w wir wydarzeń. Bez wahania polecam ją zarówno młodzieży, jak i starszym czytelnikom.

Edelline


16 grudnia

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" Sarah Blakley-Cartwright - recenzja

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" Sarah Blakley-Cartwright - recenzja


Tytuł: "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"
Tytuł oryginału: "Red Riding Hood"
Autor: Sarah Blakley-Cartwright
Ilość stron: 357
Wydawnictwo: Galeria Książki
Moja ocena: 5/10

Gdy mam do wyboru książkę i jej ekranizację, nie mam żadnych wątpliwości po co sięgnąć pierwsze - wolę setki tysięcy słów zdobiących kartki papieru, niż nawet najlepiej odwzorowujący je film. Czytanie nie ogranicza mojej wyobraźni - umysł sam podsuwa krajobrazy i wygląd bohaterów wynikające z czytanych opisów, nic nie jest dla niego barierą. Wszystko zależy tylko od tego, jak autor ubrał w słowa swoje myśli. Ekranizacja za to podaje nam na tacy jedno z wielu możliwych wyobrażeń świata przedstawionego w książce, który bardzo często różni się od tego, co sami czuliśmy i widzieliśmy oczami wyobraźni podczas lektury. Jasne jest dla mnie, że najpierw powinno się przeczytać książkę, a dopiero potem obejrzeć film, który powinien służyć tylko porównaniu tych dwóch dzieł - pisarza i reżysera - ale co wtedy, gdy jednak to film był pierwszy, a dopiero potem powstała książka, oparta na jego scenariuszu? Tak właśnie jest w przypadku "Dziewczyny w czerwonej pelerynie". Najpierw na ekranach kin pojawił się film będący mieszanką horroru i sporej dawki fantasy, a dopiero później Sarah Blakley-Cartwright podjęła się napisania książki o identycznym tytule. We wprowadzeniu do utworu Catherine Hardwicke (reżyserka filmu) pisze, że powieść powstała w celu "zgłębienia splątanej sieci emocji w wiosce Daggorhorn", którą nie do końca udało się przedstawić w filmie. Wracając jednak do kwestii filmów, ekranizacji i samych książek powiem Wam, że miałabym ogromny problem po co sięgnąć pierwsze w przypadku "Dziewczyny w czerwonej pelerynie", jednak tym razem trudność ta rozwiązała się sama - widziałam film na wiele miesięcy przed otrzymaniem w ręce książki, a oglądając go nie miałam nawet pojęcia, że istnieje powieść na jego podstawie.

"Red Riding Hood" zabiera nas w dość odległe czasy. Akcja książki rozgrywa się w niewielkiej wiosce Daggorhorn, której mieszkańców przepełnia strach, bowiem co miesiąc, podczas pełni księżyca ich wioskę nęka rządny krwi Wilk. Jest to bestia większa i silniejsza od wszystkich innych. Jej złote ślepia i paszcza pełna ostrych jak brzytwa zębów przerażają największych śmiałków. Wieśniacy od wielu lat składają jej w ofierze swe najtłustsze kozy i największe jagnięta, zaspokajając tym samym jej głód, dzięki czemu bestia nie atakuje ludzi. Wszystko się zmienia, gdy w noc po sianokosach zamordowana zostaje Lucy - młoda i piękna dziewczyna o złotym sercu. Cała wioska pogrąża się w wielkiej żałobie, a jej siostra - Valerie - odczuwa stratę najsilniej. Jakby nie dość było, że dziewczyna straciła najbliższą osobę, to jeszcze zostaje zaręczona z mężczyzną, którego nie kocha. Henry jest synem kowala, ma pieniądze i zawód, jest przystojny, i wychowany na dżentelmena, ale to nie jego pragnie Valerie. Dziewczyna kocha Petera - swojego przyjaciela z dzieciństwa.
Wstrząsające jest pojawienie się w wiosce ojca Solomona - doświadczonego łowcy wilkołaków - gdyż wieśniacy dowiadują się od niego prawdy o nękającym ich Wilku. Okazuje się, że jest nim człowiek, mieszkaniec ich wioski, a niedługo potem Valerie odkrywa, że jako jedyna rozumie mowę bestii. Potwór pragnie zabrać dziewczynę ze sobą i grozi, że jeśli z nim nie odejdzie zabije wszystkich, których kocha.

Wiele spodziewałam się po tej książce. Magiczna, zaskakująco delikatna i miękka w dotyku okładka obiecywała bardzo wiele, ciekawa obwoluta również. Co prawda martwił mnie fakt, że powieść ta jest na podstawie scenariusza filmu, ale starałam się o tym zapomnieć, zwłaszcza, że film naprawdę mi się podobał. Jak bardzo jednak utwór ten odbiegał od moich wyobrażeń o nim? Muszę przyznać, że bardzo. Liczyłam na dużo fantastyki, magii i tajemnic, ale najwyraźniej moje oczekiwania były zbyt wielkie. Sama historia może i była ciekawa, ale przedstawiona została strasznie sucho - czytając nie czułam praktycznie żadnych emocji ani klimatu powieści. Jedyny moment, który mnie zaciekawił, przykuł moją uwagę, moment w którym poczułam dreszczyk emocji i zapragnęłam czytać więcej i więcej trwał może jedną stronę, a opisywał historię ojca Solomona - czyli stuprocentowej postaci drugoplanowej. Prawdę mówiąc jedynym elementem tej powieści, który tak naprawdę mi się podobał jest sposób opisywania krajobrazów i wyglądu bohaterów. Jest barwny, oryginalny, dość szczegółowy, a co najważniejsze nie nudzi. Sama postać Valerie okazała się dość nietypowa, bowiem dziewczyna ta pełna jest sprzeczności. W jednej chwili jest odważna i wie czego chce, a dosłownie linijkę później jej zachowanie całkowicie się zmienia. Dodatkowo autorka aż do ostatnich stron utworu pozostawia czytelnika w niepewności, kto tak naprawdę jest bestią. Może gdyby nie to, że oglądałam film i znałam odpowiedź na to pytanie, to może i nawet byłoby to dla mnie ciekawe, może dzięki temu bardziej wciągnęłabym się w wir wydarzeń, lecz tak było to po prostu denerwujące.

Podsumowując największą zaletą tej powieści są z pewnością opisy miejsc i bohaterów. Sama postać Wilka była interesująca, budziła grozę, wiało od niej tajemnicą, lecz niestety w niewielkim stopniu. Pomysłowe graficzne wykonanie książki w jakimś stopniu wynagradza braki, bądź niedociągnięcia w treści. Książka ta odpowiednia jest dla mało wymagających czytelników, lub po prostu w chwili, gdy nie mamy akurat nic innego do czytania.
Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy lepiej najpierw obejrzeć film, czy przeczytać książkę, ale osobiście raczej nie powrócę do wersji papierowej tej historii.

Edelline


Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger