29 listopada

"Powstanie '44" Norman Davies - recenzja

"Powstanie '44" Norman Davies - recenzja
Tytuł: "Powstanie '44"
Autor: Norman Davies
Liczba stron: 960
Wydawnictwo: ZNAK

Sięgnęłam po tę pozycję, ponieważ interesują mnie książki historyczne, szczególnie te związane z II wojną światową. Rozmiar książki trochę przeraża, ale to pozory. Treść wciąga na tyle, że zainteresowany tematem czytelnik z pewnością nie odczuje tego prawie tysiąca stron jako coś nużącego.

"Nigdy nie walczyłem w żadnej wojnie" - takim zdaniem autor rozpoczął wstęp do polskiego wydania tej książki. Później wyjaśnił, dlaczego mimo tego postanowił napisać książkę historyczną, dokumentującą bohaterstwo powstańców z czterdziestego czwartego roku. Powodem był jego podziw dla tych ludzi, walczących z wrogiem w szeregach Armii Krajowej, podziw dla ich odwagi i wewnętrznej siły.

Davies zbudował swoją książkę z materiałów pozyskanych z wielu źródeł. W kolejnych rozdziałach pojawiają się informacje przytoczone z innych książek, ale także opowieści osób, które przeżyły wojnę i Powstanie Warszawskie. Nie zabrakło również fotografii z pola walki. 

Sam autor stwierdził, że pisząc nie starał się odpowiedzieć na pytanie zadawane najczęściej: dlaczego i po co wybuchło powstanie, ale raczej - dlaczego alianci, kiedy przejęli pałeczkę i zwycięstwo było po ich stronie, nie pomogli powstańcom? Wielopoziomowość opowieści pozwala na powiązanie wielu faktów i większe zrozumienie tematu.

Najbardziej poruszyły mnie zdjęcia, ukazujące codzienność walczących. Ruiny, wykrzywione bólem twarze, broń, strach czający się z każdej strony. Czytając dotarłam również do listu Krzysztofa Zanussiego, dzisiaj sławnego reżysera, który w czasie powstania był dzieckiem i zgodził się podzielić z autorem, a więc i z czytelnikami, swoimi wspomnieniami z tego okresu swojego życia. 

Nie jestem historykiem, więc nie potrafię ocenić właściwie merytorycznej strony tej pozycji, ale czyta się ją bardzo dobrze. Zawiera wprawdzie natłok treści, dat, nazwisk, pseudonimów i wszelkich innych informacji dotyczących powstania, które trudno zapamiętać, ale czytając wyłącznie dla siebie, prywatnie, mogę stwierdzić, że to bardzo interesująca lektura. 

K@te   


27 listopada

"Nigdy nie wiadomo" Chevy Stevens - recenzja

"Nigdy nie wiadomo" Chevy Stevens - recenzja
Tytuł: Nigdy nie wiadomo
Autor: Chevy Stevens
Liczba stron: 560
Wydawnictwo: Świat Książki

 
Od dłuższego czasu planowałam przeczytać tę książkę. Usłyszałam wiele pochlebnych opinii na jej temat, do tego okładka zachęcająca... nie miałam wyjścia - musiałam znaleźć na nią czas i nie żałuję. No, może tylko tych kilku godzin nocnych, które mogłabym przeznaczyć na sen, gdyby tylko ta lektura była choć odrobinę mniej ciekawa i wciągająca...
Główną bohaterką powieści Stevensa jest Sara Gallagher, kobieta o impulsywnym charakterze, pełna sprzecznych emocji i różnego rodzaju obsesji. Jako dziecko została adoptowana i całe jej życie było walką o akceptację. Rodzinę adopcyjną, z którą mieszkała, Sara odbierała jak dwa obozy: kochające ją matka i siostra Lauren oraz wiecznie strofujący ją ojciec i pełna nienawiści do niej druga siostra - Melanie. Tak widziała to wszystko Sara i nie czuła się szczęśliwa. W dorosłym życiu zaczynało jej się układać. Pokochała z wzajemnością cudownego mężczyznę, Evana, z którym mieli się niedługo pobrać. Miała również sześcioletnią córeczkę Ally. Czegoś jednak jej brakowało, aż pewnego dnia dojrzała w niej myśl, by odnaleźć biologiczną matkę, poznać swoje korzenie. Stało się to kolejną obsesją Sary, która miała doprowadzić do niesamowitego ciągu fatalnych zdarzeń... Zaczęło się dość banalnie. Kobieta zwróciła się do urzędu danych osobowych z prośbą o udostępnienie jej dokumentów zawierających nazwiska jej biologicznych rodziców. Kiedy udało jej się wreszcie natrafić na kobietę, która ją urodziła, Julia nie chciała z nią rozmawiać, wręcz ją odepchnęła. Sara załamała się, nie mogła zrozumieć zachowania kobiety i postanowiła drążyć dalej. Zatrudniła prywatnego detektywa, aby dowiedzieć się więcej o tej osobie i jej życiu. Lawina wiadomości przytłoczyła ją. Sara nagle znalazła się na huśtawce emocjonalnej, z której jednak nie chciała zejść, niezależnie od tego, jak strasznych rzeczy dowiadywała się w trakcie prywatnego śledztwa o swoich biologicznych rodzicach. Okazuje się bowiem, że Julia jest jedyną ocalałą spośród ofiar groźnego zabójcy, od lat mordującego kobiety na polach kempingowych, który nadal przebywa na wolności... Sara podejmuje wyścig z własnymi emocjami, niepewnością, lękiem, obawą o życie swoje i najbliższych. Szuka prawdy, która okaże się początkiem koszmaru...
 
Książka ma ciekawy układ. Rozdziały zaczynają się lub kończą monologiem Sary podczas sesji z terapeutką, do której bohaterka regularnie chodzi, choć osoba ta nie odzywa się ani razu na kartach powieści. Te fragmenty świetnie porządkują dotychczasową wiedzę czytelnika lub są czymś w rodzaju wstępu do kolejnego rozdziału. Postacie według mnie są przemyślane, ciekawe, pełne różnego rodzaju cech charakteru, z własnymi przemyśleniami i problemami. 

Muszę przyznać, że zakończenie bardzo mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw i to mi się właśnie spodobało. Nie jest to standardowa powieść, jakich wiele, gdzie można przewidzieć połowę fabuły już po pierwszym rozdziale. Kolejne strony wciąż czymś mnie zaskakiwały. Uważam, że książka ta w pełni zasłużyła na użyte na jej okładce słowa "thriller psychologiczny".

Zoja

   

24 listopada

"Chustka" Joanna Sałyga - recenzja

"Chustka" Joanna Sałyga - recenzja
Tytuł: Chustka
Autor: Joanna Sałyga
Liczba stron: 400
Wydawnictwo: ZNAK


„Bolał ją brzuch. W biegu, między licznymi zajęciami, wpadła do lekarza. To miało być rutynowe badanie. Diagnoza przeraziła wszystkich. Rak złośliwy, z licznymi przerzutami. Walczyła z nim przez ponad dwa lata.”- książka ta przez przypadek wpadła w moje ręce. Nie czytam takich książek. Nie jest w moim stylu, nie lubię książek ze złym zakończeniem. Bałam się zacząć czytać, bałam się tego, w jaki sposób przedstawiony jest przebieg choroby bohaterki, jakie uczucia jej towarzyszą. Wiedziałam już po wstępie, że Joasia umiera, dlatego bałam się, że nie dam rady jej przeczytać, że zbyt mocno wzruszy mnie jej historia. I miałam rację. To nie jest książka na długi, nudny, listopadowy wieczór - tak dla rozrywki. Nie jest to również poradnik, jak walczyć ze śmiertelną chorobą. Jest to pamiętnik, smutny pamiętnik.

Czytając niektóre fragmenty musiałam powstrzymywać łzy. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego tak się stało? Dlaczego musiała umrzeć? Dlaczego musiała zostawić malutkiego synka, który prawdopodobnie kiedyś nie bardzo będzie pamiętał, jak to było z mamą. Życie nie jest sprawiedliwe - takie myśli towarzyszyły mi podczas lektury. Lecz dopiero po jej przeczytaniu zmieniłam zdanie.

Bohaterka zmaga się ze śmiertelną chorobą. Owszem. Ale nie zamyka się w czterech ścianach, nie płacze, nie obwinia nikogo, o to, co się wydarzyło. Walczy. Świadomie podejmuje decyzje związane z leczeniem. Nie zawsze słuszne. Cieszy się z najdrobniejszych rzeczy. Walczy, by jak najlepiej wykorzystać chwile, ostatnie chwile życia. Pisze szczerze o swoich uczuciach i lękach. Czytając książkę miałam wrażenie, że nie boi się śmierci, przegrania z chorobą, martwił ją fakt, że niebawem będzie musiała rozstać się z synkiem i ukochanym. Zostawia list do synka, piękny wzruszający list.

Po przeczytaniu książki nie potrafiłam oderwać od niej myśli. To niej jest taka książka, którą po przeczytaniu odkładam uśmiechnięta na półkę ze świadomością, że to była świetna rozrywka. Ta książka to lekcja. Lekcja życia, ale również umierania. To książka, która zostaje na długo w pamięci, która zmusza do myślenia. Autorka poprzez swoją historię uzmysłowiła mi, jak kruche jest życie, ale jednocześnie jak bardzo zależy mi na życiu. Żyjemy z dnia na dzień, marnujemy energię na sprawy mało ważne, ale czy doceniamy to, że w ogóle żyjemy?? Że jesteśmy zdrowi?? Że mamy rodzinę??... Zapamiętajmy „ważna jest radość życia, pasja, głębia i zachwyt nad chwilą, która wszak mija, ale nadaje istnieniu sens”… 

Ana




21 listopada

"Dziewczyny wojenne" Łukasz Modelski - recenzja

"Dziewczyny wojenne" Łukasz Modelski - recenzja


Tytuł "Dziewczyny wojenne"
Autor: Łukasz Modelski
Liczba stron: 335
Wydawnictwo: ZNAK

  Sięgnęłam po tę książkę, gdyż uwielbiam okres II wojny światowej. Ciekawiły mnie losy kobiet, które wówczas żyły i tak, jak mężczyźni, musiały walczyć o wolność. Chociaż nie wiem, czy właśnie o taką swobodę i niezależność im wtedy chodziło.

O Łukaszu Modelskim, autorze książki "Dziewczyny wojenne", nie dowiemy się za wiele. Jest on historykiem, ale pracuje jako dziennikarz. Studiował w Poities, Paryżu i w Warszawie. Jest zastępcą redaktora naczelnego magazynu "Twój Styl" i autorem książek historycznych, m.in. "Dziewczyn wojennych".

Jak powszechnie wiadomo II wojna światowa była jedną z najtragiczniejszych potyczek w całej historii świata. Często mówi się, że to była sprawa mężczyzn. Przecież jest tyle książek z tego okresu, opisujących walkę młodych, przystojnych chłopców, goniących za marzeniami. Niestety mało albo wcale nie wspomina się o ich żonach, matkach, córkach. Łukasz Modelski jest przykładem autora, który zapragnął to zmienić. Ta książka jest poświęcona kobietom, które tak, jak ci chłopcy, pędziły za swoimi ideałami, chciały żyć, ale nadeszły trudne czasy i musiały stanąć do walki. Nikt nie pytał się ich ile mają lat, czy chodziły do szkół. Musiały się bronić.

Książka ta zawiera 11 rozdziałów i pewnego rodzaju epilog, zawierający 4 opowiadania i przemyślenia samego autora. Jest to reportaż, pisarz zamieszcza tam również swoje komentarze dotyczące powojennych losów jego bohaterek. Czytając tę książkę ma się wrażenia, jakbyśmy to my przeżywali opisywane wydarzenia. Wypowiedzi kobiet nie zostały bardzo zmienione, dzięki temu możemy lepiej poznać charaktery tych dziewczyn. Wszystkie opowieści są ciekawe, czasami przerażające, czytając je utożsamiałam się z tymi ludźmi. Moją ulubioną historią była wojna Dzidzi Rajewskiej. Jej odwaga, gdy w dniu swojego ślubu ukryła gości i męża, a sama stawiła czoło Niemcom szalenie mi zaimponowała. Należy też zwrócić uwagę na opowieść Wandy Cejkówny, która spędziła kilkanaście lat na robotach w Workucie. Nie można zapomnieć o historiach tych dziewcząt. One przeżyły piekło wojny, którego my, kobiety XXI wieku, na szczęście nie znamy. Oczywiście oprócz całego wojennego zamętu były też ludzkie odruchy, takie jak miłość. Zaskoczyło mnie, że autor dotarł do Lidii Lwow-Eberle, którą wszyscy uważali za narzeczoną legendarnego majora "Łupaszki".

Moim zdaniem książka ta to skarbnica wiedzy o losach kobiet, które "w torebce, obok szminki i lusterka" musiały schować pistolet. Odwaga, zaradność i męstwo to cechy, które powinien mieć każdy mężczyzna, ale kobieta? W tamtych trudnych dniach było to niezbędne i wymagane. Według mnie jest to idealna książka dla sympatyków losów ludzi II wojny światowej, ale trzeba mieć stalowe nerwy. Czasami akcja jest drastyczna, wzruszająca, ale warta dotrwania do końca. Polecam ją każdemu nauczycielowi historii, uczniowi chcącemu dowiedzieć się więcej i hobbystom kochającym zamierzchłe czasy wojny, owiane legendarną mgłą i wieloma nierozwiązanymi zagadkami.

Klaudia Rojewska


20 listopada

"Czas żniw" Samantha Shannon - recenzja

"Czas żniw" Samantha Shannon - recenzja

Tytuł: „Czas Żniw”
Autor: Samantha Shannon 

Gatunek: dystopia
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: SQN 



„Czas Żniw” Samanthy Shannon zaintrygował mnie już okładką. Pokazany na niej schemat zawierał tajemnicze symbole, których nie znałam. Otworzyłam pierwszą stronę i… przeczytałam całość w kilka dni. 
Książka opowiada o młodej, 19-letniej Madison Paige. Mieszka ona w Londynie przyszłości i oficjalnie pracuje za marne pieniądze w barze z substytutem alkoholu - tlenem.  Jednakże tak naprawdę  całe to zwyczajne, nudne życie jest tylko przykrywką. Dziewczyna posiada niezwykły dar - potrafi włamywać się do ludzkich umysłów. Pracuje dla Jaxona Halla, który wykorzystuje ją, by pozyskiwać różne informacje. Jest na niego praktycznie skazana, gdyż w Londynie, zwanym teraz Sajonem, władza tępi wszelkiej maści jasnowidzów, jak najgorsze szkodniki. Pewnego dnia zostaje złapana… I jej koszmar dopiero się rozpoczyna. 

Osobiście uważam, że jak na debiutantkę, Samantha Shannon poradziła sobie nieźle. Stworzyła dosyć ciekawy, lecz niestety na razie zbyt mało zarysowany świat. Wymyśliła mnóstwo neologizmów opisujących np. klasy jasnowidzów. Słowa brała zarówno z francuskiego, hebrajskiego, jak i angielskiego slangu, ale to za mało. Przedstawiony przez nią Londyn i inne miejsca są szalenie bezbarwne. Nie czuje się ich klimatu, tej szczególnej atmosfery, trudno je nawet sobie wyobrazić. Niezbyt dobrze poradziła sobie również z konstrukcją wiarygodnych pod względem psychologicznym bohaterów - zarówno Madison, jak i Arcturus, jej następny opiekun, nie mają wyraźnie zarysowanych osobowości, przez co ich działania są w dużej mierze nielogiczne.
Zarazem w książce nie ma nudnych fragmentów, autorka doskonale wie, jak dozować napięcie.
Jestem niemalże przekonana, że kolejne części cyklu okażą się warte uwagi, a za parę lat Samantha Shannon będzie naprawdę dobrze pisała. Na razie ,,Czas Żniw” nadaje się głównie na długie, zimowe wieczory.

Dagmara

19 listopada

"Ulisses z Bagdadu" Eric-Emmanuel Schmitt - recenzja

"Ulisses z Bagdadu" Eric-Emmanuel Schmitt - recenzja


Tytuł: "Ulisses z Bagdadu"
Autor: Eric-Emmanuel Schmitt
Liczba stron: 320
Wydawnictwo: ZNAK
  
Książka tego znanego autora trafiła do mnie przez przypadek, nie wiedziałam, że zostanę poproszona o jej zrecenzowanie. Początkowo podeszłam do niej sceptycznie, nie przepadam za książkami, które opowiadają o losach mieszkańców Iraku, Izraela i innych krajów pochłoniętych wojną. Przypominając sobie o innej powieści Schmitta - „Oskarze i pani Róży” - ostatecznie pomyślałam, że nowa powieść tego autora też może być dla mnie odpowiednia.

Już na pierwszej stronie doszłam do wniosku, że się nie zawiodę. Ta niezwykła powieść przenosi nas od razu do zupełnie innego świata - Iraku. Główny bohater, Saad Saad, przedstawia się jako Nadzieja Nadzieja w języku hebrajskim i Smutny Smutny w języku angielskim.  

Powieść Erica-Emmanuela Schmitta można podzielić na trzy części: życie przed ucieczką Saada, drogę przez pół kuli ziemskiej aż do Londynu i jego życie w stolicy Anglii. Pomimo wszystkich przeciwności losu, jakie spotykają głównego bohatera podczas przeprawy, nie traci on nadziei na lepsze życie z dala od swojej ojczyzny i rodziny.

Ciekawym elementem tej książki jest obecność rozmów Saada z jego ojcem, który został postrzelony przez amerykańskich żołnierzy i znajduje się aktualnie w świecie umarłych. Główny bohater nie zawsze korzysta z jego porad i w efekcie wpada w niejedne tarapaty. Przydomek Saada, Ulisses, został nadany mu właśnie podczas jednej z rozmów z jego ojcem, byłym bibliotekarzem. Eric-Emmanuel Schmitt używa wspaniałej historii Odysa do nakreślenia historii współczesnego imigranta. "On wracał, ja idę przed siebie.”- mówi w jednym rozdziale Saad.

Opowieść Schmitta składnia nas do refleksji nad nami i imigrantami, z którymi pewnie każdy z nas już kiedyś obcował. Autor przesyca delikatnie książkę aluzjami wśród ciekawych opisów i absurdalnych nieraz dialogów. Nie zmienia to jednak faktu, że jego kolejne dzieło jest godne polecenia. Jest to książka trochę smutna, no ale przecież Saad Saad powiedział nam, że nie tylko ma zawsze nadzieję, ale i jest niezwykle smutnym człowiekiem.

„Ulissesa z Bagdadu” polecam wszystkim - niezależnie od wieku, zainteresowań czy sposobu postrzegania świata. Można z tej opowieści wynieść wiele, a na pewno niezłomność w dążeniu do obranego wcześniej celu i wiarę w to, co się robi.

Julia


Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger