Tytuł: "Drżenie"
Autor: Maggie Stiefvater
Gatunek: fantastyka, paranormal romance
Liczba stron: 459
Z racji że "Drżenie" jest dla mnie dość szczególną książką, opowiem
wam krótką historię. Miała ona miejsce w maju 2011r. - wtedy jeszcze ten
miesiąc nie napawał mnie strachem przed maturą i, zupełnie zrelaksowana, dość
często przeglądałam oferty internetowych księgarni. Podczas jednej z takich
sesji ujrzałam pozycję niezwykłą. Moją uwagę najpierw zwróciły szkarłatne litery
i równie czerwony parasol, oba te elementy kontrastowały z
przepięknym zimowym
krajobrazem oraz... wilkiem w samym centrum tej okładki. Tyle wystarczyło, by
skraść moje serce. Wiem, wiem, nie powinno się oceniać książki w ten sposób,
ale ona po prostu miała w sobie to coś,
co sprawiło, że zapragnęłam ją nie tylko przeczytać, ale i mieć. W ten oto
sposób od pięciu lat na mojej półce dumnie prezentuje się wielokrotnie już
czytane i nieco sfatygowane "Drżenie". To głównie dzięki niemu
zaczęłam czytać książki z gatunku paranormal romance, pokochałam fantasy i
zaczęłam pisać swoje teksty. Było również jedną z pierwszych książek w mojej
domowej biblioteczce, ale pisałam już o tym wszystkim w mojej poprzedniej
recenzji jaką był "Król
Kruków", tej samej autorki. Tam również opowiedziałam co nieco o samej
pisarce, która jest równie niezwykła, co jej dzieła. Podsumowując,
"Drżenie" jest dla mnie bardzo znaczącą pozycją, dlatego też z tak
wielkim niepokojem zabierałam się do jego ponownej lektury po kilku długich
latach przerwy. Byłam pełna obaw, że moja opinia o nim się zmieni - jestem
przecież nieco starsza i inaczej patrzę na świat niż te pięć lat temu. Nie
chciałam zniszczyć pięknych wspomnień z nim związanych. Wystarczyło mi jednak
spojrzeć na pierwsze słowa utworu, aby cały niepokój gdzieś się ulotnił...
"Pamiętam, jak leżałam na śniegu.
Mały czerwony pulsujący życiem punkt, marznący i otoczony przez wilki."
Każdy, kto kiedykolwiek pisał chociażby wypracowanie zadane mu na pracą domową,
wie że pierwsze zdanie jest najważniejsze. Musi być ono na tyle intrygujące,
aby zachęcić czytelnika, ale i na tyle prosto skonstruowane, aby go nie
przestraszyć. Takie właśnie dla mnie jest rozpoczęcie "Drżenia" -
tajemnicze, banalne w swej konstrukcji, ale zarazem wzbudzające zachwyt.
Oczywiście każde kolejne zdanie jest coraz bardziej magnetyczne, dzięki czemu podczas
lektury traci się poczucie czasu i pragnie się jedynie jednego - więcej
twórczości pani Stiefvater.
Cykl o wilkołakach z Mercy Falls,
którego pierwszym tomem jest "Drżenie", opowiada historię Grace
i Sama. Zwykłej dziewczyny zaatakowanej w dzieciństwie przez wilki oraz
zmiennokształtnego chłopaka, wilka, który ją wtedy uratował. Kiedy ci dwoje się
spotykają, natychmiast rodzi się między nimi niezwykła więź. Zmuszeni są jednak
walczyć o prawo do miłości i przebywania ze sobą, bowiem Sam przemienia się w
wilka wraz z nadejściem pierwszych mrozów. Jest późna jesień, temperatura
drastycznie spada, a ten rok jest najprawdopodobniej ostatnim dla Sama, który
nigdy więcej nie wróci już do ludzkiej postaci...
"Byłem nieokiełznany i poskromiony, rozdarty na strzępy i po raz pierwszy
kompletny, zachłyśnięty byciem wszystkim tym jednocześnie."
Zapewne powiecie, że wiele było już książek o podobnie banalnej tematyce. Chłopak,
dziewczyna, miłość, wilkołaki, przeciwności losu... To samo co w niemal każdej
książce fantasy dla młodzieży, czyż nie? Nie. Jednak nie. Moim zdaniem
cały urok "Drżenia" leży w jego prostocie. Przy tej książce nie wolno
myśleć, a przynajmniej nie zbyt wiele, nie można również kwestionować nieistotnych
na tle całości szczegółów. Wystarczy czytać, przesuwać wzrokiem po kartach
pełnych liter i... znaleźć się w ich wnętrzu. Z początku próbowałam
podejść do lektury poważnie, logicznie i z rozsądkiem, lecz szybko uświadomiłam
sobie, że psuje to cały nastrój i dałam się ponieść. To naprawdę magiczne, jak
autorka włada słowem. Jej książki nigdy nie są "banalne". Poruszają
zaskakująco wiele tematów, takich jak prawdziwa przyjaźń, tolerancja, więzi rodzinne,
potrzeba akceptacji wśród rówieśników czy rodziny. A wracając do tej
"nienowości" tematu, to faktycznie, macie rację, wiele jest obecnie
na rynku podobnych pozycji. Jedynym co mogę powiedzieć jest to, iż
"Drżenie" jest tylko jedno. Nie zapominajmy również, iż w oryginale
"Drżenie", czyli "Shvier" miało swoją premierę w 2009r.,
nie jest więc to żadna wydawnicza nowość.
"Dotąd
wierzyłam, ze jestem kompletnym obrazem. Jednak Sam odkrył, że tworzę
układankę, rozebrał mnie na części, a potem złożył na nowo. Byłam w pełni
świadoma każdej, najmniejszej nawet emocji, a wszystkie idealnie do siebie
pasowały."
Dokładnie taka jest powieść Maggie Stiefvater. Kompletna, dopracowana,
przemyślana i skonstruowana tak, aby wszystko do siebie pasowało - nawet
najdrobniejsze szczegóły. W każdej pozycji, którą ostatnio czytałam, brakowało
mi realistycznych postaci, więzi między nimi, prostych wyjaśnień, dlaczego są
tacy, jacy są. Bohaterowie w "Drżeniu" wykreowani są w bardzo
indywidualny sposób. Każdy z nich ma swoje unikalne cechy, historię i
zachowania. Sam styl autorki jest niesamowicie plastyczny, prosty, a zarazem
piękny. Czytając książkę kolejny już raz wciąż rozkoszowałam się każdym
przeczytanym słowem. Najchętniej powracałabym po dwakroć do każdego zdania czy
kartki, mimo iż utwór liczy sobie ponad czterysta stron.
Uważam, że "Drżenie"
jest powieścią ponadczasową. Trudno mi uwierzyć, że mimo upływu lat wciąż
jestem w nim równie zakochana, co kiedyś. A jeżeli ta recenzja nie przekonuje
Was do przeczytania go, to chyba nie mam nic więcej do dodania.
Edelline