19 marca

"Drżenie" Maggie Stiefvater - recenzja

Tytuł: "Drżenie"
Autor: Maggie Stiefvater
Gatunek: fantastyka, paranormal romance
Liczba stron: 459
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal, YA! Cykl: Wilkołaki z Mercy Falls (tom 1)

Z racji że "Drżenie" jest dla mnie dość szczególną książką, opowiem wam krótką historię. Miała ona miejsce w maju 2011r. - wtedy jeszcze ten miesiąc nie napawał mnie strachem przed maturą i, zupełnie zrelaksowana, dość często przeglądałam oferty internetowych księgarni. Podczas jednej z takich sesji ujrzałam pozycję niezwykłą. Moją uwagę najpierw zwróciły szkarłatne litery i równie czerwony parasol, oba te elementy kontrastowały z
przepięknym zimowym krajobrazem oraz... wilkiem w samym centrum tej okładki. Tyle wystarczyło, by skraść moje serce. Wiem, wiem, nie powinno się oceniać książki w ten sposób, ale ona po prostu miała w sobie to coś, co sprawiło, że zapragnęłam ją nie tylko przeczytać, ale i mieć. W ten oto sposób od pięciu lat na mojej półce dumnie prezentuje się wielokrotnie już czytane i nieco sfatygowane "Drżenie". To głównie dzięki niemu zaczęłam czytać książki z gatunku paranormal romance, pokochałam fantasy i zaczęłam pisać swoje teksty. Było również jedną z pierwszych książek w mojej domowej biblioteczce, ale pisałam już o tym wszystkim w mojej poprzedniej recenzji jaką był "Król Kruków", tej samej autorki. Tam również opowiedziałam co nieco o samej pisarce, która jest równie niezwykła, co jej dzieła. Podsumowując, "Drżenie" jest dla mnie bardzo znaczącą pozycją, dlatego też z tak wielkim niepokojem zabierałam się do jego ponownej lektury po kilku długich latach przerwy. Byłam pełna obaw, że moja opinia o nim się zmieni - jestem przecież nieco starsza i inaczej patrzę na świat niż te pięć lat temu. Nie chciałam zniszczyć pięknych wspomnień z nim związanych. Wystarczyło mi jednak spojrzeć na pierwsze słowa utworu, aby cały niepokój gdzieś się ulotnił...

"Pamiętam, jak leżałam na śniegu. Mały czerwony pulsujący życiem punkt, marznący i otoczony przez wilki."

Każdy, kto kiedykolwiek pisał chociażby wypracowanie zadane mu na pracą domową, wie że pierwsze zdanie jest najważniejsze. Musi być ono na tyle intrygujące, aby zachęcić czytelnika, ale i na tyle prosto skonstruowane, aby go nie przestraszyć. Takie właśnie dla mnie jest rozpoczęcie "Drżenia" - tajemnicze, banalne w swej konstrukcji, ale zarazem wzbudzające zachwyt. Oczywiście każde kolejne zdanie jest coraz bardziej magnetyczne, dzięki czemu podczas lektury traci się poczucie czasu i pragnie się jedynie jednego - więcej twórczości pani Stiefvater.
Cykl o wilkołakach z Mercy Falls, którego pierwszym tomem jest "Drżenie", opowiada historię Grace i Sama. Zwykłej dziewczyny zaatakowanej w dzieciństwie przez wilki oraz zmiennokształtnego chłopaka, wilka, który ją wtedy uratował. Kiedy ci dwoje się spotykają, natychmiast rodzi się między nimi niezwykła więź. Zmuszeni są jednak walczyć o prawo do miłości i przebywania ze sobą, bowiem Sam przemienia się w wilka wraz z nadejściem pierwszych mrozów. Jest późna jesień, temperatura drastycznie spada, a ten rok jest najprawdopodobniej ostatnim dla Sama, który nigdy więcej nie wróci już do ludzkiej postaci...

"Byłem nieokiełznany i poskromiony, rozdarty na strzępy i po raz pierwszy kompletny, zachłyśnięty byciem wszystkim tym jednocześnie."

Zapewne powiecie, że wiele było już książek o podobnie banalnej tematyce. Chłopak, dziewczyna, miłość, wilkołaki, przeciwności losu... To samo co w niemal każdej książce fantasy dla młodzieży, czyż nie? Nie. Jednak nie. Moim zdaniem cały urok "Drżenia" leży w jego prostocie. Przy tej książce nie wolno myśleć, a przynajmniej nie zbyt wiele, nie można również kwestionować nieistotnych na tle całości szczegółów. Wystarczy czytać, przesuwać wzrokiem po kartach pełnych liter i... znaleźć się w ich wnętrzu. Z początku próbowałam podejść do lektury poważnie, logicznie i z rozsądkiem, lecz szybko uświadomiłam sobie, że psuje to cały nastrój i dałam się ponieść. To naprawdę magiczne, jak autorka włada słowem. Jej książki nigdy nie są "banalne". Poruszają zaskakująco wiele tematów, takich jak prawdziwa przyjaźń, tolerancja, więzi rodzinne, potrzeba akceptacji wśród rówieśników czy rodziny. A wracając do tej "nienowości" tematu, to faktycznie, macie rację, wiele jest obecnie na rynku podobnych pozycji. Jedynym co mogę powiedzieć jest to, iż "Drżenie" jest tylko jedno. Nie zapominajmy również, iż w oryginale "Drżenie", czyli "Shvier" miało swoją premierę w 2009r., nie jest więc to żadna wydawnicza nowość.

"Dotąd wierzyłam, ze jestem kompletnym obrazem. Jednak Sam odkrył, że tworzę układankę, rozebrał mnie na części, a potem złożył na nowo. Byłam w pełni świadoma każdej, najmniejszej nawet emocji, a wszystkie idealnie do siebie pasowały."

Dokładnie taka jest powieść Maggie Stiefvater. Kompletna, dopracowana, przemyślana i skonstruowana tak, aby wszystko do siebie pasowało - nawet najdrobniejsze szczegóły. W każdej pozycji, którą ostatnio czytałam, brakowało mi realistycznych postaci, więzi między nimi, prostych wyjaśnień, dlaczego są tacy, jacy są. Bohaterowie w "Drżeniu" wykreowani są w bardzo indywidualny sposób. Każdy z nich ma swoje unikalne cechy, historię i zachowania. Sam styl autorki jest niesamowicie plastyczny, prosty, a zarazem piękny. Czytając książkę kolejny już raz wciąż rozkoszowałam się każdym przeczytanym słowem. Najchętniej powracałabym po dwakroć do każdego zdania czy kartki, mimo iż utwór liczy sobie ponad czterysta stron.
Uważam, że "Drżenie" jest powieścią ponadczasową. Trudno mi uwierzyć, że mimo upływu lat wciąż jestem w nim równie zakochana, co kiedyś. A jeżeli ta recenzja nie przekonuje Was do przeczytania go, to chyba nie mam nic więcej do dodania.

Edelline



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger