29 stycznia

Dekalog przyjaźni

Dekalog przyjaźni
Kolejne spotkanie Klubu Dyskusyjnego za nami. Wróciliśmy jeszcze do tematu przyjaźni, bo to przecież ważna sprawa. Oglądaliśmy "Krótki film o przyjaźni" dostępny w sieci i tworzyliśmy Dekalog Przyjaźni. Wbrew pozorom nie było to łatwe zadanie. 

Bohaterowie filmu w dzieciństwie zaniedbali coś istotnego, czegoś w ich przyjaźni zabrakło i ten deficyt ciągnął się za nimi latami, by wybuchnąć po kilkunastu latach z ogromną siłą i prawie zniszczyć coś, co budowali przez ten czas. 


Więź, szacunek, empatia, wsparcie i wiele innych cech, które powinna posiadać prawdziwa przyjaźń - o tym dziś rozmawialiśmy i w wyniku naszych przemyśleń powstał DEKALOG. Mamy nadzieję, że zgodzicie się z naszymi propozycjami.



28 stycznia

Konkurs dla recenzentów trwa!

Konkurs dla recenzentów trwa!
Klub Recenzenta to grupa, do której należeć może każdy, kto lubi czytać i potrafi napisać recenzję książki. Niby nic takiego, ale często właśnie ten drugi warunek sprawia, że ostatecznie dana osoba nie decyduje się na dołączenie do grona recenzentów. A szkoda, bo to tylko tak strasznie wygląda, a w gruncie rzeczy napisanie recenzji wcale nie jest takie skomplikowane. Przecież to nic innego, jak nasza opinia o czymś, nieprawda? A każdy chyba wyrabia sobie zdanie na temat np. książki, którą czyta czy filmu, który ogląda. Później wystarczy się tylko trochę zastanowić, jak ubrać w słowa swoje odczucia i... zapisać je ;-) 
Czy warto podjąć wyzwanie? Uważam, że jak najbardziej! Przecież czytanie to nie hobby. Czytanie to styl życia! A od tego tylko krok do zostania świetnym recenzentem ;-)
"Konkurs z filiżanką" od wydawnictwa Świat Książki jest dodatkowym motywatorem dla osób, które zastanawiają się, czy spróbować swoich sił w klubie. Nowym recenzentom oferujemy pakiet startowy: wsparcie emocjonalne, ściągawkę w punktach pt. "Jak napisać dobrą recenzję" i podpowiedzi w razie problemów. Zapraszamy! :-)

25 stycznia

„Śmierć sprzedawcy dywanów” Karin Wahlberg - recenzja

„Śmierć sprzedawcy dywanów” Karin Wahlberg - recenzja
Tytuł: „Śmierć sprzedawcy dywanów”
Autor: Karin Wahlberg
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 453
Wydawnictwo: Świat Książki
seria: Claes Claesson, tom 7


Przeczytałam już wszystkie wcześniej wydane kryminały Karin Wahlberg z serii o komisarzu Claesie Claessonie i lekarce Veronice Lundborg, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po siódmą książkę z serii.
Autorka doskonale przeplata wątek kryminalny z życiem osobistym, problemami, romansami i pracą głównych postaci, czyniąc przez to opowieść bliższą czytelnikowi, bardziej rzeczywistą.
Przyjazna oku czcionka, przejrzystość tekstu, ale też wielowątkowość, tajemniczość i częsta zmiana akcji powodują, że od lektury trudno się oderwać. Jak u Agaty Christie, o rozwiązaniu dowiadujemy się na samym końcu, jak już poskładane zostaną wszystkie fakty, a te często odkrywane są zupełnie przypadkowo.
W Turcji zostaje zamordowany szwedzki handlarz dywanami. Nasz główny bohater musi udać się do obcego kraju, aby podjąć trop do rozwiązania sprawy. Wszystkie wątki powiązane są ze szczególnym, bardzo wartościowym dywanem. Sprawę gmatwa to, że główny bohater posiada też piękny, stary dywan – pamiątkę rodzinną, który pojawia się, znika i odnajduje. Przy okazji wyjaśniania morderstwa odkryte zostają tajemnice rodzinne, romanse i zbrodnie. Polecam gorąco wszystkim sympatykom kryminałów.


Elka


25 stycznia

"Ostatni pielgrzym" Gard Sveen - recenzja

"Ostatni pielgrzym" Gard Sveen - recenzja
Tytuł: „Ostatni pielgrzym” 
Autor: Gard Sveen 
Gatunek literacki: kryminał
Liczba stron: 543 
Wydawnictwo: Media Rodzina


Pierwszym pytaniem nasuwającym się podczas czytania recenzji jest: dlaczego sięgnęłam po tę książkę? Sama okładka jest wspaniała pod względem graficznym, ale również gatunek zachęcał do skosztowania jej treści, zwłaszcza jeżeli kryminał napisał Gard Sveen. Autor wykształcony politycznie, ale również spełnił się w roli pisarza, o czym mówią trzy ważne nagrody za "Ostatniego pielgrzyma".
Wydarzenia opisane w książce dzielą się na czas z okresu II wojny światowej oraz na rok 2003, w którym policjant Tommy Bergmann wpadka w siatkę pełną kłamstw, intryg i zbrodni, próbując rozwikłać zagadkę tajemniczego trójkąta. W pewnym mieszkaniu policjanci znajdują zmasakrowane ciało dawnego członka norweskiego ruchu oporu - Carla Oscara Krogh'a. Kilka tygodni wcześniej funkcjonariusze dokonują szokującego odkrycia w Nordmarce – kości trojga ludzi. Szukając mądrego wyjaśnienia, policjant Bergmann dociera do jeszcze jednej osoby, która poniosła śmierć „w dziwnych okolicznościach” w czasie wojny. Funkcjonariusz błądzi w labiryncie zeznań nieznajomych, nieświadomy, że ma oprawcę tuż „pod nosem”.
Fabuła lektury jest niepowtarzalna i unikatowa. Mimo grubości tomu książka pochłania, czyta się ją jak w transie, a minuty i godziny upływają niezauważone. Bohaterowie są wspaniali, wnoszą do tej opowieści dużo uśmiechu i umiejętności logicznego myślenia. Jedynym minusem, który utrudnia czytanie, są zwroty w języku niemieckim, które nie są przetłumaczone oraz pojęcia związane z wydarzeniami z przeszłości, które mogą nie być przez wszystkich zrozumiałe.
Bardzo podobało mi się, że autor przy każdym, dość krótkim, ale zawierającym dużo ważnych treści rozdziale, dopisywał datę i miejsce pobytu bohatera.
Tę książkę serdecznie polecam osobom, które lubią różnorodne intrygi i trudne do rozwiązania łamigłówki. Po prostu wielbicielom kryminałów.

Kaja



22 stycznia

Nie naruszaj moich granic! - DKE

Nie naruszaj moich granic! - DKE
22 stycznia 2016 roku po raz drugi w tym roku szkolnym miało miejsce spotkanie Klubu Dyskusyjnego. Tym razem rozmawialiśmy o przyjaźni, wybaczaniu i granicach prywatności. Temat trudny, ale ciekawy i warty uwagi. Ustaliliśmy zasady dobrej dyskusji i ruszyliśmy dalej. Wprowadzeniem do dyskusji był fragment książki Barbary Ciwoniuk "Musisz to komuś powiedzieć" oraz film od autorki powieści z zasobów Biblioteki Ja czytam! wydawnictwa Operon. 

Ponieważ część osób uczestniczyła w klubowym spotkaniu po raz pierwszy, poświęciliśmy trochę czasu na poznanie się i zaprezentowanie reszcie grupy swoich cech charakteru. Każdy wypisał na kartce swoje imię w pionie i do każdej literki musiał wymyślić cechę charakteru, która do niego pasuje. Jak się okazało, wcale nie było to proste zadanie, bo ciężko mówi się o sobie i trudno jest znaleźć szybko w sobie konkretne cechy. Jednak udało się, a podczas obrony swoich racji (np. gdy jakaś cecha została napisana od tyłu z braku takiej, która pasowałaby do literki z imienia) było sporo śmiechu.


Po takim sympatycznym wstępie przeszliśmy do przeczytania fragmentu książki i rozmowy o tym, jak rozumiemy przyjaźń i granice, które wyznaczamy sobie i innym. 




Jako podsumowanie stworzyliśmy krótką i zabawną historyjkę o przyjaźni z pomocą kostek Story Cubes. Zajęcia były bogate w treści, pełne emocji i ciekawe. Niedługo kolejne spotkanie, na które zapraszamy wszystkich chętnych.


22 stycznia

"Szacunek ulicy" 50 Cent - recenzja

"Szacunek ulicy" 50 Cent - recenzja
Tytuł: "Szacunek ulicy"
Autor: 50 Cent [Curtis James Jackson III]
Gatunek: literatura młodzieżowa
Liczba stron: 318
Wydawnictwo: Sine Qua Non



Książka "Szacunek ulicy" to opowieść o trzynastoletnim Burtonie, przezwisko Buła. Chłopak mieszka w Garden City na Long Island, gdzie przeprowadził się z matką po rozwodzie rodziców. Matka pracuje jako salowa i właśnie rozpoczęła kurs na licencjonowaną pielęgniarkę. Kobieta pracuje na dwudziestoczterogodzinne zmiany, dlatego w wychowywaniu syna pomaga jej przyjaciółka Evelyn. Buła wpada w poważne tarapaty. Aby mu pomóc, matka z dyrektorem szkoły podejmują decyzję, że dwa razy w tygodniu będzie chodził do terapeutki, Liz, a ona będzie sporządzać dla matki raporty z tych spotkań. Burton odwiedza ojca w Nowym Jorku, ale, ku rozpaczy syna, spotkania te są bardzo rzadkie i tylko wtedy, kiedy ojcu "pasuje". Pewnego dnia, podczas pobytu u niego, chłopak prosi ojca o kupno nowych butów. Wychodzą razem na miasto i ojciec sprawia chłopakowi "prawdziwą niespodziankę". Proponuje mu najnowszy model trampek w kolorze kobaltowym. Chłopiec jest wniebowzięty, jednak ojciec nie ma zamiaru płacić za buty... Jak skończy się ta historia? Tego dowiecie się czytając książkę. Chłopiec jest zakochany w koleżance z klasy, Nii. Dziewczyna zaprasza go na rodziny, podczas których dzieją się rzeczy, o których Burton długo nie zapomni. 
Jak ważna jest rozmowa z dzieckiem i dlaczego rodzice  nie powinni bać się korzystać z pomocy w wychowywaniu dzieci - to wszystko znajdziemy w tej książce. Jest to swoisty poradnik dla dzieci i dla rodziców. Gdy dostałam ją w swoje ręce, miała wrażenie, że to typowa powieść dla nastolatków, ale oczywiście sprawdziło się powiedzenie "Nie oceniaj książki po okładce". Polecam ją rodzicom i ich dzieciom. Sięgnij, przeczytaj, bo warto!

Kasia


14 stycznia

„Miecz lata” Rick Riordan - recenzja

„Miecz lata” Rick Riordan - recenzja
Tytuł: „Miecz lata”
Autor: Rick Riordan
Liczba stron: 519
Gatunek: fantasy
Wydawnictwo: Galeria Książki
Seria: Magnus Chase i bogowie Asgardu, tom I


Sięgnęłam po tę książkę ze względu na autora, którego serię o Percy'm Jacksonie już czytałam i bardzo mi się podobała. Zainteresował mnie również tytuł cyklu, mówiący o bogach Asgardu.
Jest to książka z gatunku fantasy z elementami powieści przygodowej. Głównym bohaterem jest Magnus Chase, o którym rzecz jasna już od początku historii wiemy, że nie jest wcale zwykłym nastolatkiem. W końcu, który „normalny” nastolatek ucieka po morderstwie swojej matki i ukrywa się przed resztą swojej rodziny? (nie żeby było jej dużo...) Udało mu się przetrwać dwa lata na ulicach Bostonu, a w tym czasie uciekać przed policją i kuratorium, tylko dzięki sprytowi i inteligencji. Jednak w końcu wujek Magnusa, Randolph, odnajduje chłopaka i próbuje mu opowiedzieć coś o skandynawskiej mitologii i dziedzictwie Magnusa. Tego samego dnia naszego bohatera atakuje ognisty olbrzym, co sprawia, że jednak zaczyna on wierzyć wujkowi. Nawet udaje mu się pokonać agresora ratując miasto przed zagładą, ale w tym samym momencie... umiera. Książka, rzecz jasna, w tym miejscu wcale się nie kończy, lecz dopiero zaczyna! Jednak jeśli napisałabym coś więcej, jestem pewna, że nie powstrzymam się i zaspojleruję całą książkę.

Najbardziej podobały mi się tytuły rozdziałów, które sprawiały, że potrzebowałam chwili, aby się uspokoić (Dlaczego? Nie zdradzę!) Czcionka jest duża i dobrze się ją czyta. Nawet nie zauważyłam, kiedy pochłonęłam te 500 stron. Przydał się także słowniczek z końca książki, zawierający krótkie informacje o bogach nordyckich. Polecam tę książkę fanom Riordana i różnych mitologii.

Nicola


07 stycznia

"Turniej cieni" Elżbieta Cherezińska - recenzja

"Turniej cieni" Elżbieta Cherezińska - recenzja
Tytuł: "Turniej cieni"
Autor: Elżbieta Cherezińska
Gatunek: powieść historyczna
Liczba stron: 815
Wydawnictwo: Zysk i S-ka


Kiedy dostałam do recenzji książkę Elżbiety Cherezińskiej, wpadłam w lekki popłoch. Ponad 800 stron – cegłówka! Pomyślałam sobie, że pewnie będzie nudna i trochę ją w takim razie przekartkuję. Nie spodziewałam się jednak, że tak mnie wciągnie. Nie mogłam opuścić ani zdania. Z niecierpliwością czekałam na każdy wieczór, aby usiąść w fotelu z "Turniejem cieni". Mogę ją szczerze polecić każdemu, kto trochę interesuje się historią, ale także każdemu, kto lubi powieści przygodowe, gdyż autorka uczyniła jednym z bohaterów skromnego Rufina Jozafata Piotrowskiego, który odbył niezwykłą zupełnie podróż. Jako więzień cara skazany na katorgę, ucieka z Syberii. To brawurowa ucieczka. Sam, z podrobionym paszportem, przez bezkresne obszary, walcząc ze swoimi słabościami i głównie przyrodą pokonuje bardzo długą drogę z guberni tobolskiej przez góry Ural do Europy. Kusiło mnie, żeby zerknąć na koniec książki i dowiedzieć się czy ucieczka się powiedzie??? Jak potoczą się losy Rufina, spokojnego, dobrego człowieka, dla którego honor i patriotyzm stanowiły wielką wartość. Brał udział w powstaniu listopadowym, a po jego upadku żył na emigracji spotykając się z Czartoryskim i innymi Polakami szukającymi sposobu, aby działać na rzecz sprawy polskiej. Wiele jest wątków tej powieści. Jedne bardziej rozbudowane inne tylko zarysowane. Zadziwia rozmach i i jej akcja, która dzieje się na ziemiach polskich, ale i w Londynie, Paryżu, Rzymie, Sankt Petersburgu, guberniach rosyjskich, a także w Kandaharze i Pendżabie. Afganistan jest krajem, który chcą opanować w XIX wieku dwie wielkie europejskie potęgi - Rosja i Wielka Brytania. Mają tam szpiegów, siatki konspiracyjne, polityczne intrygi i szukają wszelkich sposobów, aby wykiwać przeciwnika. Nie liczą się z ludźmi, byle osiągnąć cel i zawładnąć kolejnym terytorium. Polacy tymczasem liczą, że konflikt przerodzi się w wojnę, która pozwoli na to, że Polska odrodzi się na nowo. Jednak Rosja przegrywa wojnę krymską, a na odrodzenie swojego kraju Polacy muszą poczekać jeszcze kilkadziesiąt lat. Ciekawe są opisy przyrody, zwyczajów i zwykłej XIX-wiecznej rzeczywistości. To naprawdę się czyta. Polecam!

Marta




07 stycznia

"Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins - recenzja

"Dziewczyna z pociągu" Paula Hawkins - recenzja
Tytuł: "Dziewczyna z pociągu"
Autor: Paula Hawkins
Gatunek: thriller psychologiczny
Liczba stron: 328
Wydawnictwo: Świat Książki


”Dziewczyna z pociągu” autorstwa Pauli Hawkins to thriller psychologiczny. Książka opisuje sytuacje, które są nam znane z życia codziennego.
Bohaterką powieści jest dziewczyna o imieniu Rachel. Codziennie przemierza drogę do pracy tym samym pociągiem, o tej samej godzinie. Droga do pracy jest dla Rachel prawdziwą męką, ponieważ trasa pociągu przebiega niedaleko domu, w którym kiedyś mieszkała. Rachel kilka lat temu została porzucona przez męża, który znalazł sobie młodszą partnerkę, Anne, z którą ma teraz dziecko i… mieszka w ich dawnym domu. Po tym rozstaniu Rachel wpadła w alkoholizm i straciła pracę. Udaje przed koleżanką, u której wynajmuje mieszkanie, że nadal pracuje i codziennie przemierza drogę do pracy. Ta sytuacja doprowadza Rachel do szału. Podczas codziennej podróży obserwuje dom, w którym mieszkała, a przy okazji spogląda na domy w sąsiedztwie. Jeżdżąc codziennie do pracy Rachel uważa, że zna ich mieszkańców oraz poranne zwyczaje tych osób. Wymyśla sobie imiona dla mieszkańców, tworzy ich historie. Nie jest jednak świadoma tego, do czego doprowadzą ją te obserwacje...
Jeden dom szczególnie przykuwa uwagę Rachel, a jego mieszkańcy stają się jej dziwnie bliscy. Megan i Scott wiodą według Rachel idealne życie. Megan, kobieta obserwowana przez główną bohaterkę, pomimo z pozoru idealnego życia również skrywa głęboko swoje lęki i tajemnice, nie ukazując światu swojego prawdziwego oblicza. Wiele lat temu kobieta zabiła swoje nowonarodzone dziecko, a szczątki pochowała w pobliżu torów… Pewnego dnia Rachel widzi jednak coś, co mocno kłóci się z jej wyobrażeniem o zgodnej, idealnej parze. Sprawa jest o tyle niepokojąca, że niedługo później kobieta, którą obserwowała niemal codziennie, ginie bez wieści. Czas, by Rachel przekonała się na własnej skórze, jak bardzo się myliła co do ludzi, których w swoim przekonaniu bardzo dobrze znała…
Niewielka liczba bohaterów nie sprawia, że powieściową zagadkę będzie można szybko rozwiązać. Każdy z nich pełni swoją rolę. W powieści pojawia się tajemniczy psychoterapeuta, do którego chodziła Megan. Według Rachel jest on odpowiedzialny za jej zniknięcie. Rachel zaczyna prowadzić śledztwo na własną rękę. Nachodzi swojego byłego męża, porywa ich dziecko, wydzwania do Anny o różnych porach dnia. Swoim zachowaniem w trakcie śledztwa będzie nas irytować i rozczarowywać.
Im bliżej rozwiązania zagadki, okaże się, że bohaterowie, o których mieliśmy dobre zdanie, również skrywają pewne tajemnice… Autorka celowo plącze fakty i podrzuca mylące tropy, wzmagając chęć doczytania do końca, by rozszyfrować tożsamość sprawcy i upewnić się w swoich domysłach.
Losy trzech wydawałoby się zupełnie obcych sobie kobiet połączy zagadkowa tragedia i splot dziwnych okoliczności. Choć zwroty akcji nie są najważniejsze, to jednak pod koniec książki okaże się, że tak naprawdę wszystko to, w co uwierzyliśmy na początku, finalnie objawia się w zupełnie innym świetle. Rozwiązanie zagadki będzie dla czytelnika pewnym zaskoczeniem… No cóż, nie każda powieść musi się dobrze kończyć…

Beta



07 stycznia

"Mechaniczne pająki" Corina Bomann - recenzja

"Mechaniczne pająki" Corina Bomann - recenzja
Tytuł: "Mechaniczne pająki"
Autor: Corina Bomann
Gatunek: kryminał, science fiction
Liczba stron: 476
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal, Uroboros


Kiedy wyciągnęłam książkę Bomann na ćwiczeniach z litografii, natychmiast rozległy się pełne wzruszeń okrzyki: 

„Jaka śliczna okładka!”
„Ale fajna! Ej, jak oni uzyskali takie złoto?”
„A o czym to? Przeczytałaś już?”

„Głupie pytania, jak nic widać, że steampunk.”
Cóż... Miał być steampunk... I był steampunk!

Mechaniczne pająki.

Bardzo lubię, kiedy w tytułach książek czy filmów pojawia się słowo "mechaniczne". Nic nie mogę poradzić na to, że od chwili obejrzenia „Mechanicznej pomarańczy”, jakoś tak dobrze kojarzy mi się ten wyraz. No i w końcu brzmi tak dostojnie, nowocześnie oraz hipstersko zarazem! Kiedy więc w moje ręce trafiła książka Coriny Bomann, od razu wzięłam się za czytanie. Zwłaszcza, że okładka książki zasugerowała mi jakimi motywami z pewnością przesiąknięta jest powieść. Brązy, złoto, czerwienie, koła zębate i dziwne okulary... Chyba każdy wie, co to oznacza.
Akcja książki toczy się w dziewiętnastym wieku w Anglii, a jej bohaterką jest siedemnastoletnia Violet Adair, córka bardzo wpływowego i szanowanego arystokraty. Dziewczyna marzy o byciu popularną w całej Anglii, a może i Europie konstruktorką. Jej nieodłącznym towarzyszem jest tajemniczy lokaj imieniem Alfred o ponurej przeszłości i wcale nie irracjonalnym strachem przed klaunami. Mówię poważnie, z tymi wymalowanymi komikami nie ma żartów! Ten kto oglądał „Coś”, wie o czym mówię.
W każdym razie nieco się to gryzie z faktem o tym, że Violet, bardzo lubi chadzać na przedstawienia cyrkowe. A dokładniej jednej konkretnej mechanicznej trupy.
Poza tym, jak już wspomniałam, panienka Adair ma dość niecodzienne hobby i, aby je realizować, nocami wymyka się do specjalnego, mieszczącego się w dość szemranej dzielnicy miasta, laboratorium. Tam właśnie pod osłoną nocy pracuje nad wynalazkiem, którego powstanie stanowić będzie epokowe wydarzenie i w przyszłości najpewniej ocali tysiące kobiet od rozmoczonej skóry na dłoniach. Zmywarką, ma się rozumieć.
A teraz poważnie. Kiedy dziewczyna wymykała się z domu, cel jej podróży był owiany taką tajemnicą, że myślałam, iż jest ona w trakcie badań nad stworzeniem głowicy nuklearnej, a nie samoczyszczącego ustrojstwa.
Wracając jednak do fabuły. W dniu „debiutu na salonach” głównej bohaterki dochodzi do przykrego incydentu. Mianowicie ginie jeden z bardzo wpływowych gości i co gorsza miejscem zgonu jest posiadłość Adair. Kiedy okazuje się, że mężczyzna, będący członkiem parlamentu (do którego należy także ojciec Violet), został otruty, dziewczyna postanawia podjąć własne śledztwo w sprawie tajemniczego zgonu. Podczas oględzin zwłok Lorda odkrywa, że w jego przełyku znajdował się maleńki, ale za to bardzo niebezpieczny pająk.

Jeśli chodzi o wrażenie ogólne, momentami wydawało mi się, że wiele wątków i opisów było dodanych przez pisarkę bardzo „na siłę”, jakby kobieta sama nie wiedziała do końca co chce napisać, bądź co gorsza, zdawało jej się, że pisze dla ludzi, którym siły wyższe ograniczyły w jakiś sposób umiejętności pojmowania świata. Może to wina tłumaczenia, albo tego, że jestem już za stara na tego rodzaju literaturę, ale brakowało mi pewnej lekkości i może jeszcze kilku błyskotliwych uwag narratora.
Główna bohaterka, choć sprawia wrażenie sympatycznej, bywa też dość irytująca. Nie mam pojęcia kim inspirowała się Corina Bomann, ale w mojej opinii Violet momentami uosabia chyba najgorszy wzorzec bohatera, jaki dotąd powstał – Mary Sue.
Już wyjaśniam dlaczego.
Violet to kobieta, a właściwie nastolatka żyjąca w Anglii wiktoriańskiej, gdzie generalnie rzecz ujmując, kobiety nie miały w zwyczaju wnosić zbyt wiele do życia publicznego. Bo na ogół nie były specjalnie rozgarnięte czy ambitne. Ich role społeczne ograniczały się do bycia ładnymi ozdobami mężczyzn. Oczywiście zdarzały się wyjątki i niczym dziwnym jest fakt, że Violet chciała stać się jednym z nich. Ale na litość, dziewczyna miała siedemnaście lat, a wedle opisu autorki była już całkiem niezłym mechanikiem, konstruktorem, psychologiem, detektywem i nawet anatomopatologiem. Oczywiście mogę przyjąć, że była ona cudownym, genialnym dzieckiem obdarzonym niemożliwym talentem, bo przecież tacy ludzie istnieją. Tyle że w książce, nie licząc wzmianek o wynalazkach dziewczyny nie ma praktycznie żadnego argumentu popierającego tę tezę.
Dla przykładu, jakiś czas temu zetknęłam się z japońskim komiksem „Death Note”, którego głównym bohaterem był genialny uczeń. A co do tego, że był prawdziwym geniuszem, nie mamy wątpliwości dzięki temu, że poza opisywaniem jego postępowania, autorka przedstawiała tok myślenia chłopaka, który dalece odbiegał od sposobów myślenia typowych nastolatków. Na przykład mojego!
Książka nie jest też dla mnie specjalnie wiarygodna, bo najpewniej sama autorka nie ma większego pojęcia o konstruowaniu... czegokolwiek. Odpowiedzi Violet w stylu: „Żeby naprawić błąd, poświęciłam mnóstwo ołówków oraz papieru” właśnie to mi sugerują.
Aż zaczęłam się zastanawiać, jak bardzo wydłużyłby się okres powstawania pierwszych samochodów, gdyby twórcy, tak jak główna bohaterka, wszelkie usterki i defekty naprawiali głównie na papierze.
Ale co by nie mówić, książka nie zalicza się do grona złych. I bardzo polecam ją nastoletnim czytelnikom, którzy gotowi są przymknąć oko na nieco naciągane wątki, bo fabuła jest całkiem oryginalna, bohaterowie pełnowymiarowi, klimat niczym niezmącony przez wszystkie czterysta siedemdziesiąt sześć stron. I gdyby dodać kilka wad Violet i może parę dokładnych opisów konstrukcyjnych, dałabym książce mocne cztery plus, a tak jest cztery, ale z minusem.
I w życiu nie wrzuciłabym „Mechanicznych pająków” do jednego wora ze Zmierzchem czy, o zgrozo, Pięćdziesięcioma twarzami Greja.
Grrr... Aż mnie dreszcz przeszedł, na samą myśl.


Thea


07 stycznia

„Małe wielkie odkrycia” Steven Johnson - recenzja

„Małe wielkie odkrycia” Steven Johnson - recenzja
Tytuł: „Małe wielkie odkrycia”
Autor: Steven Johnson
Gatunek: literatura popularnonaukowa
Liczba stron: 286
Wydawnictwo: Sine Qua Non

Do przeczytania książki skłoniły mnie przypiski wydawcy zamieszczone na okładce. Jej twórca, Steven Johnson, jest autorem dziewięciu bestsellerów o tematyce popularnonaukowej.
Z książki dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy. Kto z nas powiązałby na przykład upadek Konstantynopola z powstaniem w Wenecji cechu wytwórców znanego weneckiego szkła, a wynalazku Gutenberga – druku - ze wzrostem zapotrzebowania na okulary i powstaniem podwalin przemysłu optycznego? Autor w przemyślany sposób grupuje przyczyny powstania wynalazków, ich wykorzystanie i zaskakujące często skutki (niczym efekt motyla). Jedno zdarzenie pociąga lawinę wypadków pozornie niczym ze sobą niezwiązanych. Opisane zdarzenia często zaskakują, a oryginalne skojarzenia autora przedstawiają je w zupełnie innym świetle. Aby uczynić czytanie książki bardziej przejrzystym, Steven Johnson pogrupował najważniejsze według niego wynalazki wokół szkła, zimna, dźwięku, czasu i światła.
Walorami „Małych wielkich odkryć” są:
  • prosty i zrozumiały język (już dla nastolatków),
  • pełen zapału i żywiołowy sposób przedstawiania genezy zjawisk,
  • niebanalne i zaskakujące wykorzystanie zwykłych zjawisk prowadzących do odkryć, służących postępowi.
Na szczególna uwagę zasługuje prosta narracja i dokładny opis każdej przyczyny, która miała wpływ na zmianę naszej rzeczywistości. Serdecznie polecam.


Elka


05 stycznia

Świąteczny Konkurs Fotograficzny - wyniki

Świąteczny Konkurs Fotograficzny - wyniki
Znamy już zwyciężczynie 
Świątecznego Konkursu Fotograficznego!


GRATULUJEMY!!!

04 stycznia

"Król Kruków" Maggie Stiefvater - recenzja

"Król Kruków" Maggie Stiefvater - recenzja
Tytuł: "Król Kruków"
Autor: Maggie Stiefvater
Gatunek: fantastyka
Liczba stron: 486
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal, Uroboros


Po raz pierwszy z twórczością Maggie Stiefvater zetknęłam się cztery lata temu. Jej seria o wilkołakach z Mercy Falls była i wciąż jest dla mnie czymś niezwykłym. "Drżenie" pochłonęło mnie bez reszty - zauroczyło swoją magią, zafascynowało historią oraz zainspirowało do spróbowania czegoś nowego. To głównie dzięki tej sadze zainteresowałam się i tak bardzo pokochałam gatunki fantasy i paranormal romance. "Drżenie" jest ważne dla mnie również z innego powodu. Było jedną z pierwszych książek w mojej domowej biblioteczce. Nie mam tutaj na myśli zbioru składającego się z encyklopedii, lektur czy słowników. Chodzi mi o pozycje, które zakupiłam sama i dla siebie, by zarówno zaspokajały mój nienasycony czytelniczy głód, jak i cieszyły oko. 
Maggie Stiefvater jest autorką w szerokim tego słowa znaczeniu, gdyż nie tylko pisze książki, lecz również maluje i tworzy muzykę. Na jej oficjalnej stronie internetowej można znaleźć trailery napisanych przez nią powieści. Trailery, które wykonała praktycznie sama począwszy od animacji, przez podkład dźwiękowy, aż do aranżacji. Maggie Stiefvater jest autorką, którą bardzo szanuję. Uwielbiam sposób, w jaki kreuje świat, bohaterów, to jak subtelnie rozwija akcję i pozwala nacieszyć się czytelnikowi każdym przeczytanym słowem. Tym "krótkim" wstępem chciałam uświadomić Wam, jak bardzo nieobiektywna może być ta recenzja. Jednak z drugiej strony, ta powieść podbiła już serca milionów czytelników na całym świecie, więc może faktycznie naprawdę jest tak dobra?
"Król Kruków" z pewnością jest pozycją wyjątkową. Pełno w niej tajemnic, nietuzinkowych postaci i wydarzeń, które niejednego zaskoczą. Najwięcej jest w niej jednak magii. Każde słowo, zdanie i kartka są nią przesycone, również każdy bohater czy miejsce. Zależy od niej radość i szczęście, smutek, ból, a nawet życie i śmierć...

"Niektóre sekrety odsłaniają się tylko przed tymi, którzy są ich warci."

W tej powieści chyba nie można wyodrębnić jednego głównego bohatera. Narracja jest podzielona między Blue - córkę medium, która posiada dar wzmacniania umiejętności innych wróżek, a chłopców z elitarnej szkoły Aglionby. Jedną z głównych zasad dziewczyny jest unikanie uczniów w mundurkach z emblematem kruka, którzy są chorobliwie bogaci i z reguły zadufani w sobie, lecz jak to zwykle bywa, los mimo wszystko splata ze sobą ich ścieżki. Łączy ich bowiem wspólna fascynacja magią i starymi legendami. W ten sposób Blue, Gansey, Ronan, Adam i Noah stają się przyjaciółmi, a może i nawet kimś więcej? Razem wyruszają na poszukiwania mistycznej linii mocy, drogi umarłych - jak nazywają ją wróżki, która wskazuje miejsce położenia grobowca legendarnego Owena Glendowera, walijskiego księcia, który według starodawnych podań nie umarł, lecz tak jak król Artur zapadł w głęboki sen. Każdy z bohaterów poszukuje Glendowera z nieco innych powodów. Gansey chce pozostawić coś po sobie światu, Adam ma nadzieję, że walijski książę odmieni jego los, a Blue pragnie po prostu na własne oczy zobaczyć magię, coś o czym do tej pory słyszała tylko z ust matki i ciotek. Z początku ich podróż jest fantastyczną przygodą, jednak z czasem odkryte przez nich sekrety zaczynają przerastać ich samych...
Tak naprawdę, historia opisana w "Królu Kruków" jest o wiele bardziej złożona. Powieść liczy sobie niemal pięćset stron, trudno więc byłoby streścić całą jej fabułę w jednej recenzji. Myślę, że naprawdę warto po nią sięgnąć, aby poznać wszystkie jej tajemnice. Mogłabym godzinami rozpływać się nad stylem i warsztatem pisarskim autorki. Nad tym jak profesjonalnie wykreowała oryginalnych bohaterów, zobrazowała Cabeswater i inne lokacje. Każde wydarzenie, akcja, są przemyślane, widać, że pani Stiefvater doskonale wie, czego oczekuje od całości tekstu i uparcie dąży do obranego sobie celu. Te wszystkie zawarte w powieści sekrety, drobne niuanse, intrygi, zawiłości i emocje sprawiają, że cały czas chce się więcej i więcej. Jak to dobrze, że na mojej półce już czeka kolejny tom, po który mogę bez przeszkód sięgnąć. Szczerze polecam.

Edelline



Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger