23 grudnia

"Włoska awantura" Magdalena i Sergiusz Pinkwart - recenzja

"Włoska awantura" Magdalena i Sergiusz Pinkwart - recenzja
Tytuł: "Włoska awantura"
Autor: Magdalena i Sergiusz Pinkwart
Gatunek: literatura dziecięca
Liczba stron: 120
Wydawnictwo: Akapit Press 
Seria: Drakulcio ma kłopoty


W tej części Drakulcio zawita do ojczyzny pizzy i oliwek. Nie jestem pewna czy Włochy są przygotowane na przyjazd tego rozbrykanego chłopca i jego ekipy. Krótko przedstawię tę zabawną grupkę, żebyście mogli poczuć jak niesforne i zróżnicowane to towarzystwo. Zacznijmy od Drakulcia - nasz główny bohater zawsze wpada w kłopoty, znajdowanie się w niewłaściwym miejscu i czasie to jego specjalność. Nasz Drakulcio posiada także kuzynkę, Annę Marię, której talent można porównać tylko z jej egoizmem. Koniecznie muszę także wspomnieć o chłopcu imieniem Andrea, który zainicjował cały ten wyjazd. Jego tata jest Włochem, który przeprowadził się do Polski, dlatego chłopiec świetnie zna się na kulturze i potrafi płynnie mówić w dwóch językach. Zbliżają się jego urodziny, które chciałby spędzić we Włoszech, dlatego postanawia pojechać do swojego wujka Eraldo ze swoim najlepszym przyjacielem. Dziwnym trafem z dwuosobowej grupy powstała drużyna złożona z siedmiu osób. Oprócz wyżej wymienionych chłopców i Anny Marii, do gromadki włączają się także wiecznie głodny Tedi, klasowa kujonka Magda Klonowska, a także Gerard - chłopiec pochodzący z Francji i świetnie grający w piłkę nożną. Z całą gromadką postanowiła pojechać także wykształcona italianistka, pani Agnieszka.

Włochy to piękny kraj, słynący z pysznego jedzenia, wspaniałej kultury i melodyjnego języka. Nic dziwnego, że dzieciaki wprost nie mogą się doczekać odwiedzenia go. Ich entuzjazm zostaje jednak ostudzony, gdy na lotnisku czeka na nich niziutki, wąsaty Włoch, który zabiera ich gdzieś wysłużonym fiatem. Mimo, że pierwsze wrażenie wydawało się trochę nieciekawe, później jest tylko lepiej! Dzieciaki zostają zawiezione do XIV wiecznego zamku, który okazuje się domem wujka Andrei. Zamek skrywa wiele tajemnic i cennych skarbów, nawet pochodzących z czasów templariuszy. Szybko okazuje się jednak, że duma i chluba zamku, w postaci cennych artefaktów została skradziona zeszłego lata. Honor i rodzina mają we Włoszech ogromne znaczenie, dlatego wujek Eraldo przyrzekł, że nie spocznie, dopóki nie odnajdzie osoby, która odważyła się obrabować jego dom z cennych pamiątek.

Jak potoczy się pobyt dzieciaków w Bel paese (Przepięknym Kraju)? Czy skarb Templariuszy zaginął już na zawsze?Śledźcie dokładnie treść i czerpcie przyjemność z tej krótkiej opowieści. Oprócz ciekawej i przyjemnej historii książka funduje nam także urocze ilustracje i naprawdę przezabawne dialogi. Życzę przyjemnej lektury....

Kinga


21 grudnia

"Psy czy koty? Emi i Tajny Klub Superdziewczyn" Agnieszka Mielech - recenzja

"Psy czy koty? Emi i Tajny Klub Superdziewczyn" Agnieszka Mielech - recenzja
Tytuł: "Psy czy koty? Emi i Tajny Klub Superdziewczyn"

Autor: Agnieszka Mielech
Gatunek: literatura dziecięca
Liczba stron: 269
Wydawnictwo: Wilga; GW Foksal
Seria: Emi i Tajny Klub Superdziewczyn

Książka Agnieszki Mielech skusiła mnie swoją innowacyjnością. Jest to moja pierwsza powieść, w której do prozy dołączone są komiksy, o czym informuje nas już okładka. Jest na niej napisane "Komiks i Opowiadania", co zachęca czytelnika do przeczytania jej z czystej ciekawości. Oczywiście, nie należy oceniać książki po okładce i, jeśli nas zaciekawi, warto ją przeczytać.
Można również zapoznać się z najciekawszymi aspektami biografii autorki. Agnieszka Mielech, będąc nastolatką, zaczęła interesować się literaturą oraz pisać pierwsze opowiadania dla swoich rówieśniczek. Kilka z nich trafiło nawet do ówczesnych magazynów "Płomyk" i "Świat młodych".

Wróćmy jednak do tej niespotykanej książki. Jest ona nietypową, wesołą powieścią dla dzieci. Oryginalności dodaje jej barwny język, którego używamy na co dzień. Występują w nim choćby kolokwializmy typu LOL czy odniesienia do współczesnych realiów, tzn. wycieczek do McDonalda, powszechnego używania Instagrama czy obsługi aplikacji "Boomerang". 

Główną, tytułową bohaterką książki, jest Emi. A właściwie Stanisława Emilia Gacek. Mieszka ona z rodzicami przy ulicy Na Bateryjce w Gackowie, przy czym warto wiedzieć, że nazwa miejscowości bierze się od jej nazwiska. Jest ona założycielką Tajnego Klubu Superdziewczyn i jednego Superchłopaka, którego członkami są Aniela, Faustyna, Flora oraz Franek. Są oni nierozłącznymi przyjaciółmi i na każdą wyprawę wybierają się całą paczką. W tenże sposób ekipa nastolatków trafiła nad morze w czasie, gdy zbliżały się urodziny protagonistki. Emi liczyła na prezent w postaci prawdziwego psa, a ściślej mówiąc - psa rasy Cavalier king charles spaniel. Pewnego razu, zupełnie przypadkiem, odnajdują takiego psiaka przy lesie. Podczas tego okresu opieki nad czworonogiem nazwanym Kukim, wystąpiła scena, która najbardziej mi się spodobała. Był to moment, kiedy przygarnięty zwierzak miał mieszkać w skrytce pod schodami, co porównano z wczesnym dzieciństwem Harry’ego Pottera u wuja Vernona i cioci Petunii. Wówczas młody czarodziej mieszkał w skrytce pod schodami, gdyż Dursleyowie nawet nie chcieli wspominać o jego istnieniu. Kolejnym ciekawym fragmentem był quiz o kotach, zainicjowany przez zapalonego kociarza Franka, opiekuna kotki Fiolki. W quizie były zaledwie dwa proste pytania, aczkolwiek trudno było znaleźć na nie prawidłową odpowiedź! 

Zatem, sądzę, że warto przeczytać tę książkę, nawet będąc dorosłym czy w innej grupie wiekowej. Uważam tak ze względu na bardzo dojrzały styl pisania oraz wiele pouczających powiedzeń, o których zapominamy w ciągłym biegu dnia codziennego i setek ważnych spraw.
Należy również wspomnieć o interesującym ukazaniu wstępnym postaci, czyli o zastosowaniu glosariusza z "portretami", jak również z imionami osób oraz zwierząt, występujących w powieści.

Polecam powieść "Psy czy koty? Emi i Tajny Klub Superdziewczyn" każdemu czytelnikowi ze względu na unikalność tego typu luźnych powieści, bez ciężkich nazw do spamiętania. Osobiście bardzo polubiłam tę książkę i z trudem oddam ją do biblioteki. Jest ona niczym bajka - tylko, że zawiera o wiele więcej morałów. Powiedzeń, ma się rozumieć.

Zachęcam do przeczytania! Każdego!

Agnieszka




21 grudnia

"Magiczne kino" Joanna Kmieć - recenzja

"Magiczne kino" Joanna Kmieć - recenzja
Tytuł: "Magiczne kino"
Autor: Joanna Kmieć
Gatunek: literatura dziecięca
Liczba stron: 120
Wydawnictwo: Akapit Press
Seria: Tajemnica trzynastego piętra

Zaciekawiła mnie tematyka książki autorstwa Joanny Kmieć, więc postanowiłem ją przeczytać, choć to literatura raczej dla młodszych czytelników. Czytałem już podobne, które jak się okazało bardzo polubiłem, z tego powodu postanowiłem sięgnąć i po tę książkę. Lektura ta jest przykładem książek o tematyce fantasy. Głównymi bohaterami są Oliwer i jego cioteczna siostra Tosia. Mają oni spędzić wakacje w starym kinie, które ich matki pragną przerobić na biuro. Wkrótce okazuje się, że stary budynek skrywa kilka tajemnic, a ofiarą jednej z nich pada dziewczyna i jej rówieśnik. Muszą oni wybronić się od klątwy. 

Najbardziej spodobały mi się postacie głównych bohaterów,. Z jednej strony mamy żartownisia, który uwielbia tajemnice, z drugiej natomiast poukładaną nastolatkę. Książka ta wyróżnia się krótkimi rozdziałami, niekiedy kończącymi się  na jednej stronie tekstu. Dzięki temu czyta się ją dośc szybko. Uważam, że "Magiczne Kino" mogłoby spodobać się osobom interesującym się tematyką fantasy, w szczególności dzieciom.

Bartek


21 grudnia

"5 sekund do Io. Rebeliantka" Małgorzata Warda - recenzja

"5 sekund do Io. Rebeliantka" Małgorzata Warda - recenzja
Tytuł: "5 sekund do Io. Rebeliantka"
Autor: Małgorzata Warda
Gatunek: literatura młodzieżowa 
Liczba stron: 312
Wydawnictwo: Media Rodzina
Seria: 5 sekund do Io, tom 2


"5 sekund do Io. Rebeliantka" jest już drugim tomem serii Małgorzaty Wardy. Za pierwszą część tej serii autorka dostała zagrodę IBBY dla najlepszej książki młodzieżowej 2015r.

Książka opowiada o Nice Mickiewicz, która dostaje kontrakt od twórców gier w niezwykłej technologii pozwalającej odczuwać wszystko, co się dzieje w wirtualnym świecie na swojej skórze. Ma być „opiekunem” nowej gry twórców "Bitwy o Io" i razem z innymi opiekunami kontrolować wszystko, co się w tej grze dzieje. Ten fakt może jej bardzo pomóc w rozwiązaniu policyjnego dochodzenia odnośnie osoby, która sprzedała broń sprawcy szkolnej strzelaniny.

Ten tom, tak jak poprzedni, jest podzielony na dwie "części": w jednym miejscu opowiada o tym, co się dzieje w realnym życiu, a w drugim – co w świecie gry. Jednak mam wrażenie, że tym razem akcji w samej grze jest mniej i że gra staje się mniej ważna niż w pierwszym tomie. Plusem jest to, że dzięki temu dowiedziałam się więcej o prywatnym życiu bohaterki. Jednak wolałam opisy przeżyć z gry niż z realnego świata, więc nie do końca przypadło mi to do gustu.

Ta część ukazuje podobne wartości, co jej poprzedniczka. Tytułowa gra jest bardzo kontrowersyjna, bo można odczuwać własną śmierć, a żeby w niej przeżyć, trzeba dodatkowo zapłacić za wirtualną broń. Przez to pokazuje nam, że niektórzy wydawcy gier wcale nie chcą naszej rozrywki czy naszego dobra, i kosztem nawet naszego zdrowia będą dążyli do osiągnięcia jak największego zysku. Jednak jest to pokazane w brutalniejszy i bardziej przemawiający do naszego umysłu sposób, co jest według mnie dużym plusem.

Ale nie tylko o samych grach jest ta opowieść. Również o życiu codziennym i problemach, które w nim możemy spotkać. Bohaterka musi się z wieloma zmierzyć, a my obserwujemy jej poczynania i wybory. Jeśli się będzie uważnie czytało, nauczymy się ważnych w codziennym życiu rzeczy.

Podsumowując, książka jest równie dobra, co jej poprzedniczka. Zakończenie sugeruje, że historia jest nie jest jeszcze skończona i być może autorka napiszę następną część, którą z chęcią przeczytam. Jeśli ktoś już przeczytał poprzedni tom i mu się spodobał, to ten prawdopodobnie również przypadnie mu do gustu. "Bitwę o Io. Rebeliantka" polecam każdemu, nie tylko lubującym się w grach.

Julia


05 grudnia

"Warkot" Jarosław Rybski - recenzja

"Warkot" Jarosław Rybski - recenzja
Tytuł: "Warkot"
Autor: Jarosław Rybski
Gatunek: powieść , retrokryminał
Liczba stron: 382
Wydawnictwo: Sine Qua Non

Akcja powieści przenosi czytelnika do Wrocławia. Mamy początek lat 50. To czasy stalinizmu, buduje się system socjalistyczny, indoktrynacja, jedyny słuszny ideologicznie ustrój, propaganda, masówki i na dodatek pamiętać należy, że Wrocław to ziemie odzyskane. Co to znaczy dla bohaterów powieści i czytelnika? Przede wszystkim, parę lat po zakończeniu wojny, w tym mieście, niedawno Breslau, osiedla się przymusowo „repatriantów” zza Buga, to znaczy ludzi, którzy nagle znaleźli się za granicą, bo Rosjanie zabrali nam po konferencji w Jałcie kresy wschodnie. Przyjeżdżają tu ludzie ze wsi szukający zarobku, pracy, domu, stabilizacji. Dostają poniemieckie mieszkania, próbują się zagospodarować i urządzić. Są też zwykli szabrownicy, niebieskie ptaki i właśnie od takiej sceny kradzieży z pewnej tajemniczej willi rozpoczyna się akcja naszej powieści. Franuś i Cyna chcieli, jak mówią, tylko wziąć trochę fantów, aby się odkuć na szwabie, a tu jakieś tajemnicze moce, zjawa, czerwone ślepia i nie pomogło strzelanie to tego czegoś, Franuś został okrutnie napadnięty i coś lub ktoś wyssał mu krew do ostatniej kropelki.

Wkrótce okazało się , że to nie pierwszy przypadek dziwnej śmierci. Coraz częściej milicja znajduje zwłoki zupełnie pozbawione krwi. Ofiary mają na szyi dwa niewielkie skaleczenia, jakby po ugryzieniu. Jeżeli ktoś słyszał o wampirach pijących krew ludzką, to taki wniosek mógłby wysnuć? Ale jak tu uwierzyć w wampiry, zmory, zjawy, pokutującego ducha,  gdy jest się ateistą???

Rozwiązanie zagadki zleca się porucznikowi milicji, jaki się wydaje ostatniemu sprawiedliwemu. Tytułowy Warkot to student Politechniki Wrocławskiej, były żołnierz a teraz stażysta w drukarni. Jan pochodzi z małej mazurskiej wsi i dość twardo stąpa po ziemi. Los zetknął go z majstrem z drukarni, Zdzisławem Kapustą, naszym porucznikiem milicji Stefanem Gromiłem i pokutującą duszą Leonem Słupeckim. Ta dziwna dość ekipa musi, dosłownie musi, rozwiązać tę skomplikowana zagadkę, bo nie tylko im, ale dosłownie nam czytelnikom też może grozić niebezpieczeństwo. 

Jest jeszcze czarny samochód-pobieda , którym poruszają się porywacze ludzi. Każdemu z nas grozi niebezpieczeństwo.

Czy im się uda?? Czy niebezpieczeństwo zostanie oddalone?? Musisz czytelniku sam przeczytać tę naprawdę wciągającą powieść. 

Są tam jeszcze ważne starożytne relikwie, ale też na początku klimat trochę jak z Mistrza i Małgorzaty, trochę historii Wrocławia, odrobina ironii i kpiny z wczesnego PRL-u, jednym słowem nie mogłam doczekać się rozwiązania zagadki, a jednocześnie trochę mi żal, że to już koniec. Jest jednak nadzieja dla miłośników twórczości Jarosława Rybskiego, końcówka książki może być zapowiedzią ciągu dalszego…….

Marta


Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger