16 grudnia

"Dziewczyna w czerwonej pelerynie" Sarah Blakley-Cartwright - recenzja



Tytuł: "Dziewczyna w czerwonej pelerynie"
Tytuł oryginału: "Red Riding Hood"
Autor: Sarah Blakley-Cartwright
Ilość stron: 357
Wydawnictwo: Galeria Książki
Moja ocena: 5/10

Gdy mam do wyboru książkę i jej ekranizację, nie mam żadnych wątpliwości po co sięgnąć pierwsze - wolę setki tysięcy słów zdobiących kartki papieru, niż nawet najlepiej odwzorowujący je film. Czytanie nie ogranicza mojej wyobraźni - umysł sam podsuwa krajobrazy i wygląd bohaterów wynikające z czytanych opisów, nic nie jest dla niego barierą. Wszystko zależy tylko od tego, jak autor ubrał w słowa swoje myśli. Ekranizacja za to podaje nam na tacy jedno z wielu możliwych wyobrażeń świata przedstawionego w książce, który bardzo często różni się od tego, co sami czuliśmy i widzieliśmy oczami wyobraźni podczas lektury. Jasne jest dla mnie, że najpierw powinno się przeczytać książkę, a dopiero potem obejrzeć film, który powinien służyć tylko porównaniu tych dwóch dzieł - pisarza i reżysera - ale co wtedy, gdy jednak to film był pierwszy, a dopiero potem powstała książka, oparta na jego scenariuszu? Tak właśnie jest w przypadku "Dziewczyny w czerwonej pelerynie". Najpierw na ekranach kin pojawił się film będący mieszanką horroru i sporej dawki fantasy, a dopiero później Sarah Blakley-Cartwright podjęła się napisania książki o identycznym tytule. We wprowadzeniu do utworu Catherine Hardwicke (reżyserka filmu) pisze, że powieść powstała w celu "zgłębienia splątanej sieci emocji w wiosce Daggorhorn", którą nie do końca udało się przedstawić w filmie. Wracając jednak do kwestii filmów, ekranizacji i samych książek powiem Wam, że miałabym ogromny problem po co sięgnąć pierwsze w przypadku "Dziewczyny w czerwonej pelerynie", jednak tym razem trudność ta rozwiązała się sama - widziałam film na wiele miesięcy przed otrzymaniem w ręce książki, a oglądając go nie miałam nawet pojęcia, że istnieje powieść na jego podstawie.

"Red Riding Hood" zabiera nas w dość odległe czasy. Akcja książki rozgrywa się w niewielkiej wiosce Daggorhorn, której mieszkańców przepełnia strach, bowiem co miesiąc, podczas pełni księżyca ich wioskę nęka rządny krwi Wilk. Jest to bestia większa i silniejsza od wszystkich innych. Jej złote ślepia i paszcza pełna ostrych jak brzytwa zębów przerażają największych śmiałków. Wieśniacy od wielu lat składają jej w ofierze swe najtłustsze kozy i największe jagnięta, zaspokajając tym samym jej głód, dzięki czemu bestia nie atakuje ludzi. Wszystko się zmienia, gdy w noc po sianokosach zamordowana zostaje Lucy - młoda i piękna dziewczyna o złotym sercu. Cała wioska pogrąża się w wielkiej żałobie, a jej siostra - Valerie - odczuwa stratę najsilniej. Jakby nie dość było, że dziewczyna straciła najbliższą osobę, to jeszcze zostaje zaręczona z mężczyzną, którego nie kocha. Henry jest synem kowala, ma pieniądze i zawód, jest przystojny, i wychowany na dżentelmena, ale to nie jego pragnie Valerie. Dziewczyna kocha Petera - swojego przyjaciela z dzieciństwa.
Wstrząsające jest pojawienie się w wiosce ojca Solomona - doświadczonego łowcy wilkołaków - gdyż wieśniacy dowiadują się od niego prawdy o nękającym ich Wilku. Okazuje się, że jest nim człowiek, mieszkaniec ich wioski, a niedługo potem Valerie odkrywa, że jako jedyna rozumie mowę bestii. Potwór pragnie zabrać dziewczynę ze sobą i grozi, że jeśli z nim nie odejdzie zabije wszystkich, których kocha.

Wiele spodziewałam się po tej książce. Magiczna, zaskakująco delikatna i miękka w dotyku okładka obiecywała bardzo wiele, ciekawa obwoluta również. Co prawda martwił mnie fakt, że powieść ta jest na podstawie scenariusza filmu, ale starałam się o tym zapomnieć, zwłaszcza, że film naprawdę mi się podobał. Jak bardzo jednak utwór ten odbiegał od moich wyobrażeń o nim? Muszę przyznać, że bardzo. Liczyłam na dużo fantastyki, magii i tajemnic, ale najwyraźniej moje oczekiwania były zbyt wielkie. Sama historia może i była ciekawa, ale przedstawiona została strasznie sucho - czytając nie czułam praktycznie żadnych emocji ani klimatu powieści. Jedyny moment, który mnie zaciekawił, przykuł moją uwagę, moment w którym poczułam dreszczyk emocji i zapragnęłam czytać więcej i więcej trwał może jedną stronę, a opisywał historię ojca Solomona - czyli stuprocentowej postaci drugoplanowej. Prawdę mówiąc jedynym elementem tej powieści, który tak naprawdę mi się podobał jest sposób opisywania krajobrazów i wyglądu bohaterów. Jest barwny, oryginalny, dość szczegółowy, a co najważniejsze nie nudzi. Sama postać Valerie okazała się dość nietypowa, bowiem dziewczyna ta pełna jest sprzeczności. W jednej chwili jest odważna i wie czego chce, a dosłownie linijkę później jej zachowanie całkowicie się zmienia. Dodatkowo autorka aż do ostatnich stron utworu pozostawia czytelnika w niepewności, kto tak naprawdę jest bestią. Może gdyby nie to, że oglądałam film i znałam odpowiedź na to pytanie, to może i nawet byłoby to dla mnie ciekawe, może dzięki temu bardziej wciągnęłabym się w wir wydarzeń, lecz tak było to po prostu denerwujące.

Podsumowując największą zaletą tej powieści są z pewnością opisy miejsc i bohaterów. Sama postać Wilka była interesująca, budziła grozę, wiało od niej tajemnicą, lecz niestety w niewielkim stopniu. Pomysłowe graficzne wykonanie książki w jakimś stopniu wynagradza braki, bądź niedociągnięcia w treści. Książka ta odpowiednia jest dla mało wymagających czytelników, lub po prostu w chwili, gdy nie mamy akurat nic innego do czytania.
Nie jestem jednak w stanie powiedzieć, czy lepiej najpierw obejrzeć film, czy przeczytać książkę, ale osobiście raczej nie powrócę do wersji papierowej tej historii.

Edelline


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger