30 stycznia

"Spirit Animals: Polowanie" Maggie Stiefvater - recenzja

Autor: Maggie Stiefvater
Tytuł: "Spirit Animals:  Polowanie"
Liczba stron: 300
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal, Wydawnictwo Wilga


Po drugi tom serii Spirit Animals sięgnęłam ze względu na chęć kontynuacji tej serii i przekonania się, czy pomysł z tym, aby każdy kolejny tom został napisany przez innego autora, na pewno jest dobry. Zostałam zaskoczona pozytywnie…
Abeke, Meilin, Conor i Rollan wciąż udoskonalają swoje umiejętności wojenne, aby móc pokonać wrogów, pracują także nad swoimi więziami ze zwierzoduchami. Starają się jak mogą, chociaż są tylko jedenastolatkami. Odnalezienie talizmanów Wielkich Bestii jest najważniejszą rzeczą. Wróg również ich szuka i nie spocznie, do czasu aż nie dostanie ich w posiadanie. Niebawem bohaterowie muszą wyruszyć na kolejną niebezpieczną wyprawę. Czy jednak i tym razem dopisze im szczęście…?
Drugi tom, napisany przez Maggie Stiefvater, przypadł mi do gustu o wiele bardziej niż pierwszy, autorstwa Brandona Mulla. Wydaje się bardziej dopracowany, dynamiczny i fascynujący, niż jego poprzednik. Chociaż akcja gna do przodu szybko, niezmiernie cieszy mnie to, że opisy walk zostały przedstawione w dość szczegółowy sposób – dzięki temu mogłam wyobrazić sobie, jak one przebiegały. Co więcej, towarzyszyła temu ta nutka niepewności – nie było wiadomo, która strona zwycięży.
Pomysł na dalszy ciąg fabuły bardzo mi się spodobał i zaskoczył. Zakończenie również daje do myślenia. Chociaż minęło już kilka godzin od przeczytania książki, cały czas leżę i zastanawiam się, jak potoczą się dalej losy bohaterów.
Bohaterowie (mimo, że wciąż irytuje mnie to, że mają jedenaście lat i zostali przedstawieni tak dojrzale) nabrali więcej charakteru i wreszcie (!) zaufania do siebie. Można by rzec, że nawiązała się więź przyjaźni – nie do końca, ale jest o niebo lepiej, niż w pierwszym tomie.
Pokochałam z całego mojego mrocznego serduszka zwierzoduchy. Naprawdę, urocze stworzenia, gotowe do poświęceń i towarzyszenia swoim sojusznikom, nawet gdy ci ich odrzucają (przykładem może być panda należąca do Meilin, dziewczynki, która przez obie części wydawała mi się dość zadufana w sobie). Szczerze mówiąc, o wiele bardziej polubiłam zwierzoduchy od dziecięcych bohaterów. Cóż, może dlatego, że od dziecka wolałam spędzać czas ze zwierzętami?
Książkę polecam młodszym fanom fantastyki – tak samo jak pierwszy tom, od którego moim zdaniem warto zacząć swoją przygodę z tą serią (i zauważyć, jak bardzo różnią się style obojga autorów).
                                                                                                                Mizofobia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger