31 marca

"Samolot bez niej" Michel Bussi - recenzja

Tytuł: Samolot bez niej
Autor: Michel Bussi
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: Świat Książki


„Lyse-Rose czy Emilie? Kim jest jedyna ocalała z katastrofy lotniczej osoba, trzymiesięczne niemowlę? Dwie rodziny - biedna i bogata - walczą o opiekę nad dziewczynką, którą media ochrzciły Ważką. Osiemnaście lat po katastrofie pewnemu prywatnemu detektywowi wydaje się, że znalazł rozwiązanie zagadki. Pada jednak ofiarą morderstwa, zostawiając po sobie jedynie dziennik zawierający szczegóły przeprowadzonego śledztwa. Zostajemy wciągnięci w zapierający dech w piersiach pościg prowadzący od paryskiej dzielnicy Butte-aux-Cailles aż po Dieppe, od Val-de-Marne po zbocza jurajskiej Mont Terrible, do chwili, aż wszystko stanie się jasne. Czyżby przypadki i zbiegi okoliczności były tylko odpryskami przeznaczenia? A może od samego początku ktoś manipuluje aktorami tego dramatu?”- książka zaczyna się sceną mającą miejsce w samolocie, który chwilę później ulega wypadkowi. Scena poprzedzająca wypadek samolotu upewnia czytelnika, iż na pokładzie samolotu znajdowały się dwie trzymiesięczne dziewczynki. Dochodzi do tragedii. Samolot rozbija się w górach. Pasażerowie nie mają szans na przeżycie. Giną wszyscy. Pomoc, która zjawia się na miejscu katastrofy odkrywa coś zdumiewającego… przeżyło dziecko, trzymiesięczna dziewczynka, którą matka wyrzuciła z samolotu, tuż przed rozbiciem. Cud. Dziewczynka trafia do szpitala, w którym okazuje się, że jest zupełnie zdrowa. Przyjeżdża po nią dziadek, który postanawia zająć się wnuczką. Wydaje się, że dziewczynka ma tyle szczęścia w nieszczęściu. Straciła rodziców, ale żyje. Za chwilę dziadek zabierze ją do domu, bogatego domu i będzie żyła długo i szczęśliwe…
Nigdy do tego nie dochodzi. Chwilę po tym, gdy dziadek dziewczynki przyjeżdża do szpitala, zgłasza się inna rodzina, która twierdzi, że ma prawo do opieki nad dzieckiem, że są jej dziadkami. Sprawę można łatwo wyjaśnić, wystarczy sprawdzić na liście pasażerów, jak dziewczynka się nazywa. I co się okazuje??? W samolocie były dwie malutkie dziewczynki, jedna urodzona 27 września, druga 30 września 1980. Jedna z nich zginęła w katastrofie, a druga… kim jest druga dziewczynka? Sprawa trafia do sądu. Po pół roku sąd postanawia, do której rodziny ma trafić dziewczynka. Ale druga rodzinna nigdy się z tym nie pogodzi, dlatego wynajmuje prywatnego detektywa, który w ciągu 18 lat musi rozwiązać zagadkę. Udaje mu się to…
Książka godna polecenia. Czytając ją cały czas miałam wrażenie, że sama rozwiązywałam zagadkę. Zadawałam sobie różne pytania, np. dlaczego nie zrobią testów DNA? I na każde moje pytanie uzyskiwałam odpowiedź. Autor książki świetnie potrafi manipulować tokiem myślenia czytelnika. W momencie, gdy byłam już przekonana, że dziewczynka jest z tej bogatej rodziny, pojawiają się zupełnie nowe fakty, które powodują, że to, o czym byłam przekonana, jest zupełnie bez sensu. Zmieniałam zdanie parokrotnie. A zagadki i tak nie rozwiązałam! 
Zakończenie zupełnie zaskakujące i nieprzewidywalne.
Mogę tylko na koniec podsumować, że autor książki idealnie dopasował tytuł. Polecam- musicie ją przeczytać!!!

Ana

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger