17 marca

"Dziewiąty Mag. Zdrada" A. R. Reystone - recenzja



Tytuł: Dziewiąty Mag. Zdrada
Autor: A.R.Reystone
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Po drugi tom Dziewiątego Maga sięgnęłam z nadzieją, że rozwieje on moje wątpliwości, które zagościły po przeczytaniu pierwszego tomu (i przeanalizowaniu go dokładniej już po napisaniu recenzji, która jak później zauważyłam, była zbyt przesadzona). Niestety moje wymagania okazały się zbyt wysokie i książka ta im nie podołała…
O tyle, o ile pierwszy tom dało się przełknąć i mogło wydawać się, że autorka w kolejnym rozwinie skrzydła, tak drugi całkowicie mnie znokautował i straciłam jakikolwiek zapał do czytania ostatniego - Dziedzictwa.
Ariel nadal przebywa w Dziewięciu Miastach, gdzie musi pomóc mieszkańcom. Ta magiczna kraina ma poważne kłopoty. I kto, rzecz jasna, musi uratować ten alternatywny świat? Oczywiście, że tą osobą jest nasza superbohaterka – Ariel! W końcu to ona jest najsilniejszą (zarówno w słowach, jak i gestach) postacią, której nikt i nic nie potrafi się oprzeć…
Ariel zostaje Dziewiątym Magiem! Kto by się tego spodziewał… Ale nie wszystkim się to spodoba. Ktoś czyha na jej życie, ktoś inny zdradza swoich przyjaciół… Ktoś umiera… Kilka razy.
Przez połowę książki borykamy się z rozterkami głównej bohaterki. Z jednej strony kobieta pragnie wrócić do córki, z drugiej zostać przy swojej miłości – Marcusie. Nie zapominajmy o przepowiedni! I cóż ma począć krucha, delikatna postać? Oczywiście, że ratować alternatywny świat. Całkiem sama, bo przecież jej supermoce w zupełności wystarczą… Miłość Marcusa i Ariel także zostaje wystawiona na próbę. Kilka prób, które czytelnika raczej śmieszą niż przerażają.
W drugim tomie naliczyłam więcej minusów niż plusów. Postacie giną tylko po to, aby po kilku stronach cudownie zmartwychwstać. Gdzie tu jest jakikolwiek sens? Dlaczego najbardziej irytująca mnie postać musiała ożyć po swej śmierci, a smoczyca, którą najbardziej lubiłam, nie mogła cudownie wyzdrowieć?
Amanda, córka Ariel również zaczęła mnie irytować. Jej uczenie się w szalonym tempie i dojrzewanie w kilka dni naprawdę mnie nie przekonało, było zbyt naciągane… Cały czas myślałam o niej jak o pięcioletnim dziecku, a tu proszę – w przeciągu paru stron staje się nastolatką. Co jak co, ale nawet w Dziewięciu Miastach nie powinno być takich możliwości.
Książkę, co prawda czyta się dość przyjemnie, jednak bohaterowie nadal są wyblakli, nie mają własnych charakterów. Zlewają się, nie potrafiłam czasami ich od siebie odróżnić.
Stanowczo za dużo mdłej miłości. Miałam ochotę na ciekawą książkę fantasy, ale znowu opisy uczucia Marcusa i Ariel przyćmiły te wątki, które mogły być ciekawe. Mam wrażenie, że jest to kolejna powieść Harlequina wzbogacona jedynie o elementy fantasy, które mają posłużyć za tło. Szkoda…
Język zbyt prosty. Nie podoba mi się to, że mędrzec nie potrafił sklecić sensownych dwóch zdań, które pokazałyby nam jego mądrość. Smoki także mnie denerwowały, szczególnie ich odzywki: „cześć”, „spoko”. To mnie odpycha, naprawdę…
Mam dziwne odczucia co do tej książki. Myślę, że druga część mogła być pisana na siłę, pod presją wydawnictwa i dlatego nie spełnia ona moich oczekiwań. Choć może to „zasługa” autorki, która po prostu nie miała pomysłu? Tego nie wiem… Wiem tylko, że część ta zupełnie mnie nie urzekła, jest nijaka i autorka mogła bardziej się postarać – niektóre wątki, jak być może słusznie zauważyłam, nie były dostatecznie dobrze opisane, dokończone. Co prawda akcja z każdą stroną nabiera tempa, ale jakość książki z każdą stroną maleje.
Pomysł jest dobry. Wykonanie trochę kuleje. Książkę polecam osobom, które nie mają jakichś specjalnych oczekiwań po przeczytaniu pierwszej części i pragną się po prostu odprężyć. W przeciwnym razie możecie się nieco rozczarować.
Przeczytam kolejny tom. Mam nadzieję, że tam sprawa będzie się miała inaczej i wpłynie pozytywnie na moją ostateczną ocenę całej trylogii.

Mizofobia



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger