26 września

"Kieszeń pełna żyta" Agatha Christie - recenzja

Tytuł: "Kieszeń pełna żyta"
Autor: Agatha Christie
Gatunek: kryminał
Liczba stron: 223
Wydawnictwo: Dolnośląskie


Do sięgnięcia po tę książkę zachęcił mnie gatunek, jak i to, że wiele osób polecało mi książki Agathy Christie. Agatha Christie jest jedną z najbardziej znanych pisarek kryminalnych i jedną z najbardziej sprzedających się autorek książek wszech czasów. Wydała ona razem dziewięćdziesiąt powieści i sztuk teatralnych. Akcja jej kryminałów zazwyczaj toczyła się w zamkniętych pomieszczeniach, domach, a mordercą mógł być tylko jeden z mieszkańców.

Rex Fortescue był zamożnym dyrektorem hali maszyn. Pewnego dnia, kilka minut po wypiciu popołudniowej herbaty, dostał konwulsyjnych drgawek. Jego sekretarka, panna Grosvenor, przestraszona, wybiegła do pokoju maszynistek i zaczęła krzyczeć, że pan Fortescue ma jakiś atak i że trzeba mu pomóc. Jedna z maszynistek, panna Bell, powiedziała, że jeśli to epilepsja, to trzeba włożyć mu korek w usta. Lecz nikt nie miał korka. Druga z maszynistek, panna Somers, najmniej zaradna maszynistka (najmniej zaradna, gdyż nie umiała nawet rozstrzygnąć, czy woda naprawdę się gotuje), orzekła, że w jego wieku, musi to być apopleksja. Od razu jedna z kobiet chwyciła książkę telefoniczną i zaczęła szukać lekarzy pod literą „L”. Nie znalazła żadnego. Po chwili wzięła się do szukania Stacji Pogotowia Ratunkowego pod literą „P”. Po chwili stwierdziły jednak, że pan Fortescue ma na pewno własnego doktora, więc ktoś skoczył po osobisty skorowidz adresowy szefa. Panna Griffith, kierowniczka hali maszyn, poleciła gońcowi, by natychmiast sprowadził lekarza, a następnie w skorowidzu znalazła nazwisko sir Edwina Sandemana, będącego ordynatorem przy Harley Street. Panna Grosvenor siedziała bezradnie w fotelu i zawodziła, że herbatę zaparzyła jak zawsze i że z pewnością nic szkodliwego w niej nie było. Niebawem jednak z dwóch przeciwnych stron nadjechały dwa samochody do przewozu chorych. Doktor Isaacs z Bethnal Green oraz sir Edwin Sandeman spotkali się w windzie. Nie zawiódł ani telefon, ani goniec. Rex Fortescue niestety zmarł. Sprawą jego śmierci zajmował się inspektor Neele razem z podwładnym. Uważano bowiem, iż śmierć dyrektora hali maszyn nie była wynikiem choroby. Uważano, że został otruty. Późniejsze śledztwo doprowadziło go do rezydencji pana Fortescue, „Domku pod Cisami” (który według inspektora Neele nie wyglądał jak domek, lecz jak pałac), gdzie mordercą mógł być każdy, gdyż każdy miał motyw, nawet jego własny syn.

Powieść ta była jednym z lepszych kryminałów, jakie przeczytałem. Wszystkie zagadki, tajemnicze śmierci, tymczasowy brak podejrzanych, desperacja wielu postaci, możliwość utożsamiania się w wieloma z nich… Co tu dużo mówić, książka bardzo dobra, warta przeczytania, polecam ją ludziom, którzy lubią czytać kryminały, gdyż jest według mnie… dość ciężka.


Kuba

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger