11 maja

"Ogród cieni" Virginia C.Andrews - recenzja

Piąty tom sagi napisanej przez Virginię C. Andrews to pewnego rodzaju spowiedź Olivii Winfield Foxworth. To początek historii opisanej w tomach poprzednich, który nadaje całości trochę inny koloryt...

Młodziutka Olivia Winfield mieszka z ojcem, który bardzo martwi się o przyszłość córki. Ponieważ dziewczyna nie jest zbyt urodziwa i zupełnie nie przystaje do standardów urody tych czasów, w których przyszło jej żyć, mężczyźni nie są nią zainteresowani. Jest bardzo wysoka, przez co góruje nad większością spotykanych mężczyzn, a poza tym interesuje ją ekonomia, polityka i ukończyła wyższe studia, aby pomagać ojcu w prowadzeniu interesów. Ojciec zaś wyszukuje coraz to nowych kandydatów na mężów dla córki, którzy jednak, po poznaniu Olivii, wycofują się rakiem i uciekają gdzie pieprz rośnie, a młoda kobieta jest coraz bardziej sfrustrowana całą tą sytuacją. Jak każda bowiem, marzy o cudownej miłości, którą zna jedynie z kartek czytanych powieści. Pewnego dnia poznaje niezwykle przystojnego Malcolma - partnera jej ojca w interesach. Młodzieniec zdaje się być nią poważnie zainteresowany, chce spędzać z nią czas, aż ostatecznie proponuje jej małżeństwo. Jest tak miły i dobrze wychowany, że zarówno ojciec, jak i córka, szybko zgadzają się na jego propozycję. Kobieta nie może uwierzyć w swoje szczęście, jednak jej romantyczne marzenia szybko tracą sens w sytuacji, w której znajduje się ona po ślubie. Okazuje się bowiem, że jej wspaniały mąż jest zupełnie innym człowiekiem niż ten, którego poznała przed ślubem. Jest nieczuły, wręcz zimny, arogancki i bezwzględny. Młoda żona w ogóle go nie interesuje, wymaga on od niej jedynie urodzenia mu dzieci i zarządzania ogromnym domem - Foxworth Hall. Olivia z dnia na dzień poznaje lepiej swojego męża i orientuje się, że na jego psychice odcisnęła się rodzinna tragedia. Malcolm, wtedy rezolutny i wprost zakochany w matce pięciolatek, przeżył ogromnie odejście rodzicielki z innym mężczyzną. Ojciec chłopca, Garland, poradził sobie z tą sytuacją na swój sposób, jednak Malcolm został z chaosem uczuć. Z jednej strony wciąż wielbił matkę i pamięć o niej, a z drugiej nienawidził jej i kobiet jej podobnych - pięknych, kruchych i w gruncie rzeczy głupiutkich, wydających tylko pieniądze mężów na stroje i biżuterię. Dlatego właśnie poślubił Olivię - ponieważ tak bardzo różniła się od tych wszystkich słabych "kobieciątek". Z czasem radość Olivii z zamążpójścia zupełnie zgasła, a życie z Malcolmem okazało się bardzo przykre i pełne bólu. Kobieta stawała się coraz bardziej chłodna i szorstka dla otoczenia, które wciąż dawało jej do zrozumienia, że nie pasuje do tego towarzystwa. Sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, kiedy po kilkuletniej podróży do domu wrócił Garland - ojciec Malcolma - przywożąc młodziutką żonę Alicję. Malcolm wpada w furię, kiedy orientuje się, że jego zaledwie dziewiętnastoletnia macocha, jest w ciąży...

Akcja bardzo mnie wciągnęła. Trochę dziwnie czyta się początek całej historii na końcu, ale ma to swoje plusy. Tylko trudno współczuć postaciom, których się przez poprzednie tomy tak nie lubiło. Mam tu na myśli Malcolma i Olivię, którzy tak mocno wpłynęli na życie pozostałych członków rodziny. Można powiedzieć, że historia zatoczyła koło...

Ciekawe, jak wyglądałoby zakończenie, gdyby autorka zdążyła napisać je sama. Niestety Virginia Andrews zmarła na raka w trakcie pisania ostatniej części, więc dzieła dokończył niejaki Andrew Neiderman. Nie każdemu saga o rodzinie Dollangangerów się podoba, ale ja czytałam wszystkie części z zapartym tchem.

Zoja

Za książkę dziękuję Wydawnictwu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Za półką z książkami... , Blogger